czwartek, 7 marca 2013

Informacja!

Z góry chciałybyśmy przeprosić, wszystkich którzy czytają tego bloga, ale niestety zawieszamy go na czas nieokreślony. Brak czasu, chęci i pomysłów… Na samym początku myślałyśmy że będzie nam szło wszystko lekko i bez wysiłku, niestety się przeliczyłyśmy. Chciałyśmy pisać dla was długie i fajne rozdziały, niestety to zajmuje dużo czasu.. którego w tym momencie nie mamy ;/Ostatnie rozdziały były monotonne i bez sensu. Komentarzy także nie było za dużo, nie miałyśmy żadnej motywacji. Przykro nam się z wami rozstawać ; c Mamy nadzieje że za jakiś czas wrócimy i będziemy go kontynuować! Pamiętajcie Kochamy was Karola, Anita, Paula xoxo + Zapraszamy na świetne blogi które na pewno przypadną wam do gustu: turn-your-face-and-stay.blogspot.com more-than-friend.blogspot.com dance-love-famous.blogspot.com oraz blog który prowadzi jedna z nas (Paulina - Trini ) anything-could-happenn.blogspot.com

poniedziałek, 25 lutego 2013

♥Rozdział 11♥



Perspektywa Emily:


Nareszcie na miejscu. Lot był spokojny, co prawda trochę się przeciągnął, bo był jakiś problem z lądowaniem czy coś i musieliśmy kołować jakąś godzinę nad lotniskiem. Ale mimo wszystko było znośnie. Wzięłam swoje toboły i poszłam na postój taksówek. Załadowałam się do niej i pojechałam pod adres hotelu, w którym mam opłacony pobyt.
Po 30 minutach byłam już na miejscu, poprosiłam portiera, żeby przysłał kogoś po moje bagaże i zrealizował rezerwację wykonaną wcześniej na moje nazwisko. Po chwili biłam już w swoim pokoju… apartamencie !! Od razu skoczyłam na łóżko i już bym najchętniej zasnęła, ale uświadomiłam sobie, że nie widziałam jeszcze jednego miejsca. Łazienki. Wzięłam ręcznik (nie mam zaufania do tych hotelowych), kosmetyczkę i weszłam do pomieszczenia, które okazało się być szczytem moich marzeń. Przestronna, miała prysznic, wannę, ale mój zachwyt wywołała lustrzana ściana !
Nalałam wody do wanny i siedziałam w niej gapiąc się w swoje odbicie. Wszystko było bardzo dobrze oświetlone przez co zobaczyłam, że mi farba z włosów zlazła i są brązowe i niewiarygodnie spalone. Cały czas słyszę tylko jakie to loki modne nie są i muszę się tego trzymać, bo projektantce nie wypada… ale jakim kosztem !
Teraz mam to gdzieś, podobają mi się moje proste jak druty włosy i nie zamierzam ich więcej kręcić. Tylko jeszcze muszę znaleźć tu jakiegoś dobrego fryzjera i doprowadzić je do porządku, ale to jutro. Teraz marzę tylko o położeniu się spać.
I tak zrobiłam. Po chwili byłam już pogrążona w kamiennym śnie.

*12 godzin później*

Nadszedł mój pierwszy poranek w Lizbonie. Jak tylko wstałam chwyciłam telefon i wykręciłam numer Trini. Już miałam dać za wygraną, ale ta jednak postanowiła ruszyć tyłek i odebrać.
- Cześć. Dłużej się nie dało?
- Dało się, dało…
- Skoro ty taka zabiegana jesteś to może ja ci nie będę przeszkadzać !
- Ta daj spokój. Co chciałaś?
- Więc jestem już w Lizbonie.
- COOOO?!
- No to co słyszałaś!
- My dzisiaj jedziemy do Porto ! Na dwa dni więc…
- Ja będę tam za dwa dni więc się jednak miniemy !
- To kurwa zajebiście. Nasze szczęście…
- To dopiero jebany pech, żeby się tak chamsko rozminąć. Dobra ja kończę, bo zaraz muszę wyjść. Papa!
- To cześć.
Ogarnęłam się wizualnie i poszłam do portierni i spytałam o najlepszy salon fryzjerski w mieście. Dali mi jakąś wizytówkę. Poszłam do pokoju , ubrałam czarną spódnicę do kostek, czarną koronkową bluzkę, a do tego czarne rękawiczki i kolia. Make-up dzisiaj „skromny”. Oczy podkreśliłam kredką, a usta pomalowałam na perłowo-liliowy. Cera blada. Jeszcze tylko zrobię coś z uszami i aż mnie ta myśl przeraziła, ale kiedyś trzeba.
Wyjęłam jeszcze raz pudełeczko z biżuterią i z samego dna wygrzebałam srebrne kolczyki z czarnymi oczkami. Dziewczyny pewnie by teraz oszalały z zachwytu, bo w normalnych kolczykach widziały mnie dobre parę lat temu (chyba jak jeszcze byłam mała). Już chyba każdy przyzwyczaił się (a może już po prostu zapomnieli) do mnie w tunelach i ja też, bo nawet już nie przyznaję się, że to tak naprawdę Fake Plugi. Wyjęłam je i założyłam normalne kolczyki. To było dosyć dziwne uczucie… po tylu latach to raczej nic dziwnego.
W sumie te „tunele” były na początku na złość rodzicom, którzy na nic mi nie pozwalali, a później zaczęły mi się podobać. Zaczęło się niewinnie o imitacji „rozpychaczy”, żeby nikt nie miał wątpliwości. To by było dziwne gdybym z dnia na dzień nagle zaczęła nosić tunele, bo to przecież jest długi proces.
Byłam już gotowa do wyjścia. Zostawiłam klucz w recepcji (te spojrzenia „Przecież jeszcze 30 minut temu miała tunele!”) i wyszłam. Zamówiłam taksówkę i po 15 minutach byłam już w salonie kosmetyczno-fryzjerskim. Weszłam do środka i nie potrafię określić dlaczego, ale wywarł na mnie dobre wrażenie. Powiedziałam co i jak. Obsługująca mnie kobieta była bardzo miła, porozmawiałyśmy sobie troszkę podczas odnawiania koloru. Jak miałam już farbę na głowie postanowiłam skorzystać jeszcze w międzyczasie z usług kosmetycznych, wyregulować brwi, poprawić wygląd rzęs i troszkę się „wybielić”, bo zaczynałam już powoli „łapać” słońce.
Po zmyciu i wysuszeniu włosów postanowiłam jeszcze zmienić ich ogólny wygląd… a zrobię dziewczynom niespodziankę ! Poprosiłam o ścięcie tylko spalonych końcówek, bo nienawidzę krótkich włosów i… o ścięcie grzywki. Taki mały powrót do przeszłości. Efekt był świetny, bo mogłam ją układać zarówno na prosto jak i z przedziałkiem. Fryzjerka była na tyle miła, że zgodziła się zrobić mi zdjęcie (od razu pomyślałam o moim fotoblogu). Wyszło nieziemsko (KLIK). Kiedy wróciłam do swojego pokoju położyłam się ma łóżku i zadzwonił do mnie telefon. Ooooo cholera ! Zayn… ale i tak nie miałam nic ciekawszego do roboty więc postanowiłam go tym razem tak szybko nie zbywać.
- Cześć Emm, masz chwile czasu? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Heej, no w sumie to mam - powiedziałam.
- Chciałbym się dowiedzieć co tam u ciebie słychać?
- Roboty od groma, irytujący i nadgorliwy sponsor niedający żyć i mętlik w głowie. - powiedziałam bez większego entuzjazmu. - A jak tam wasze koncerty ?
- Jest spoko, tylko strasznie głowa mnie boli...
- No niech ja zgadnę czemu... - zaśmiałam się, chłopak mi zawtórował.
- Nie no, w sumie to nie to co myślisz, ale wracając do trasy to Trini nie jest taka zła.
- Serio? Myślałam ze dla was jest szczególnie wredna, albo bynajmniej była - skwitowałam.
- Louis ją poskromił - usłyszałam śmiech chłopaka.
- Wolę nie być w twojej skórze, jeśli Trini to słyszy. - zaśmiałam się szyderczo.
- Nie usłyszy, siedzi właśnie w zatłoczonym i głośnym klubie.
- A ty nie poszedłeś? Aż trudno mi w to uwierzyć. Szkoda że nie zobaczę cię na okładce kolejnego brukowca z wielkim napisem: „ Zayn Malik i jego kolejne klubowe romanse”! - zaśmiałam się do słuchawki.
Usłyszałam tylko oburzenie chłopaka i głośny niepewny śmiech.
- Hahaha, też nie mają o czym pisać ! - burknął po czym kolejny raz się zaśmiał.
- A wiesz...
- ZAYN !! JaAaaaKiśś Chhh... Chriis pordrywa MIII mojoooł PieeŁknOOOł !!! - usłyszałam dzikie krzyki Louisa.
- Przepraszam Emm musze kończyć, chyba sama słyszałaś Marchewa potrzebuje pomocy - zaśmiał sie.
- Zaaaaaynn ! Z Giiim Rozmaaawiarz? Brzeezdań romanzować! Ja tu uzyycham z rozbaaczy! Małżeńzdwo mi sięe zybieee ! - krzyczał zachodząc się od płaczu Tomlinson.
- Widzę, że dużo mnie ominęło… hmmm, małżeństwo? Nie wybaczę jej tego, że mnie nie zaprosiła – zaśmiałam się. - Ja już kończę, bo on cię potrzebuje bardziej niż ja.
- Ale ja ci… - w tym momencie się rozłączyłam.
Muszę przyznać, że nawet fajnie mi się z nim rozmawiało. Ale to nie zmienia faktu, że się mnie po prostu przyczepił. Nie mówiłam mu o poprawie koloru, bo zaraz wypapla reszcie, oni doniosą Trii, a ona Demi, a ja sama chcę się im pokazać, może nawet już niedługo.
Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że z Zayn’em rozmawiałam jakąś godzinę! Zeszłam do restauracji, zamówiłam sobie kolację składającą się z sałatki i soku pomarańczowego. Po chwili przysiadł się do mnie sponsor (czy on nigdy nie kończy pracy?!) i zaczął wypytywać, czy mam już wszystko gotowe. Po męczącym przesłuchaniu w końcu ustąpił. Na odchodnym powiedział, że ładnie mi w nowej fryzurze i z niemałym zdziwieniem wpatrując się w moje uszy pożegnał się i poszedł.
Byłam baaardzo zmęczona… nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, ale nie będę się nad tym rozwodzić. Może to po prostu nadmiar pracy…
W spokoju skończyłam jeść, wróciłam do swojego apartamenciku , wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać.

 


Perspektywa Trini:




PORTUGALIA, PORTO

Kiedy otworzyłam oczy, pierwsze co zrobiłam to wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam naprawdę piękne miasto. Z rozkoszą przeciągnęłam się na łóżku. Czułam się wspaniale, obudziłam się z dobrym humorem. Zauważyłam, że drzwi do naszego pokoju się otworzyły. Zobaczyłam w nich Louisa, na którego widok się od razu uśmiechnęłam.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.
- Już w Porto – odwzajemnił mój uśmiech. – Jak się spało?
- Wyjątkowo dobrze, wyspałam się i jestem pełna energii! – krzyknęłam na całe gardło, budząc przy tym Harry’ego. Chłopak obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem. Posłałam mu tylko sympatyczny uśmiech.
Zeskoczyłam z mojego królestwa (czytaj: łóżka) i podążyłam do łazienki, którą w tym czasie okupował Zayn.
- Zayn, skarbie… – puknęłam lekko w szybkę. W tym momencie drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się przerażony mulat. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i udostępnisz mi łazienkę?
- Boże, a tobie co się stało?! – chłopak był wyraźnie zdziwiony.
- Mam dobry humor, więc wykorzystaj to, słońce – wyszczerzyłam się, jednocześnie puszczając mu oczko.
Chłopak będący w ciągłym szoku wpuścił mnie do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w gorsetowy top w kwiatki, pudrową spódniczkę i miętowe szpilki.
Po skończonych zabiegach upiększających dyskretnie weszłam do „mojego” pokoju. Zayn siedział u siebie i jadł coś z Niallem.
- Lou, łazienka wolna, leć dopóki Malik jej nie zajął – na szczęście nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Wykorzystałam wolną chwile i zajrzałam na Facebooka i Twittera. Na tym pierwszym nic się nie działo (norma), zaś na drugim, jak zwykle, jakaś akcja.
@trinifray: Ostatni dzień w Portugali, trzeba to wykorzystać ! x
Zastanawiałam się co mogliśmy zrobić wykorzystując chwile przed koncertem. Wpadłam na świetny pomysł. Od razu podzieliłam się nim z chłopakami.
- Co wy na to? Ja, Wy, Plaża, Ocean i Jacht ? – zamruczałam i porozumiewawczo poruszyłam brwiami.
- Pięć razy „TAK”! Jedziemy!!! – Ich odpowiedź była wyjątkowo zgodna, chyba pierwszy raz.
Szczęśliwa uściskałam ich wszystkich po czym pobiegłam do pokoju po potrzebne rzeczy. Do torby z Pumy rzuciłam strój kąpielowy, krem do opalania, ręcznik i oczywiście aparat.
Wykonałam telefon aby zarezerwować jeden z jachtów. Otrzymałam informacje, gdzie mamy się udać, żeby rozpocząć rejs. Popędziłam chłopaków, którzy mieli wielki dylemat: jakie kąpielówki wybrać. Podałam kierowcy adres i ruszyliśmy w drogę.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Widok przed nami zapierał dech w piersiach. 
Wszyscy pędem rzuciliśmy się w stronę łodzi. Każdy zajął sobie miejsce, po czym kapitan zasygnalizował start. Oddaliliśmy się od brzegu. Gadaliśmy, śmialiśmy się, opalaliśmy… Nie trzeba było mnie długo namawiać, żebym rozpoczęła romans z aparatem. Fotografie były boskie.
Po chwili zauważyłam, że na jachcie jest trampolina. Niepostrzeżenie wymknęłam się do łazienki i założyłam swój strój kąpielowy. Niczym ninja dotarłam do mojego celu. Stanęłam na desce, porządnie się odbiłam i znalazłam się za burtą. Jeszcze będąc pod wodą usłyszałam przeraźliwy krzyk Tomlinsona:
- CZŁOWIEK ZA BURTĄ!!! – po czym wskoczył do wody z kołem ratunkowym.
Kiedy on usiłował się wynurzyć, ja nad powierzchnią nie mogłam opanować śmiechu.
- Lou, idioto, mogłeś się chociaż rozebrać z tych ciuchów! – wykrzyczałam przez śmiech. Chłopak dopiero teraz zauważył ze jestem w stroju kąpielowym. – Człowieku, ja wskoczyłam do wody, nie wypadłam! Patrz, tam jest trampolina – z ciągłym zacieszem podałam mu koło ratunkowe.
- Ja umiem pływać – powiedział z dumą, próbując udawać focha.
Reszta chłopaków (z wyjątkiem Zayna, który wylegiwał się w jacuzzi) również po chwili znalazła się w wodzie, tym razem jednak w strojach kąpielowych. Wyłowiliśmy Louisa, żeby mógł zdjąć mokre ciuchy i je wysuszyć. Przez resztę rejsu podtapialiśmy się, graliśmy w piłkę i nurkowaliśmy.
Założyłam się z paskowatym, kto dłużej wytrzyma pod wodą. Kiedy tylko się zanurzyliśmy, Lou podpłynął do mnie, objął mnie i delikatnie pocałował. Znowu czułam dzikie i niesforne stworzenia w brzuchu. Założyłam mu ręce na szyję. Gdyby nie fakt, że nie umiemy oddychać pod wodą, trwalibyśmy tak w nieskończoność.
Niestety, rejs dobiegał końca; na szczęście nikt nic nie pił. W miarę sprawnie zebraliśmy się, po czym podpłynęliśmy do brzegu.
Wróciliśmy do Tour Busa, kolejno wzięliśmy kąpiel i byliśmy gotowi. Przebrałam się w byłam dżinsowe rurki z zaciekami, beżowy top z cekinami i pudrową marynarkę. Do tego wzięłam małą, perłową torebeczkę. Ruszyliśmy na spotkanie z fanami. Odbyło się bez większych komplikacji… z wyjątkiem jednego, małego omdlenia na widok Zayna.
Nastał czas koncertu. Chłopcy jak zwykle dali czadu. W pewnym momencie zaprosili na scenę pewną szesnastoletnią fankę. Dziewczyna była w niezłym szoku, ale zachowała klasę; nie darła się, nie mdlała, nie piszczała… pełen chillout. Tak jak i tamtym razem, były przypadki, gdzie interweniowała ochrona.
Po koncercie chłopaki nie mieli jeszcze dość, więc wyciągnęli mnie do klubu. Po drodze wpadliśmy do busa, by się przebrać. Wybrałam Taki zestaw:

 Szybko zamówiliśmy taksówkę (stwierdziliśmy, że nie ma sensu tłuc się busem) i już po chwili byliśmy w drodze do jednej z najlepszych dyskotek w tym rejonie. Jechaliśmy dosyć krótko; klub był dość daleko, a my byliśmy na miejscu po jakichś 20 minutach.
Od razu wbiliśmy na parkiet. Muzyka była zajebista; nogi same rwały się do tańca. Po kilku intensywnych kawałkach usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Po chwili przysiadł się do mnie Lou. Było tak głośno, że po dosłownie chwili przestaliśmy próbować porozmawiać. Tommo wyciągnął mnie na parkiet. Przetańczyliśmy kilka kolejnych hitów. Poszłam po kolejnego drinka. Chwilę posiedziałam przy barze, by odpocząć.
Już miałam wracać na parkiet, kiedy poczułam przerażający chłód. Jakiś debil wylał na mnie drinka, po czym niemalże nie wywalił mnie na podłogę.
- Czy ty masz oczy, debilu? Do reszty cię posrało? I co ja mam niby teraz zrobić?! Patrz jak ja teraz wyglądam!! – darłam się na niego jak pomylona, nie zwracając uwagi na bawiących się ludzi.
- Bardzo przepraszam… jest dość ciemno, nic nie widać, a akurat tu jest mały próg… zahaczyłem po prostu nogą… – zaraz, ja znam skądś ten głoś! To przecież…
- Jej, Chris, to ty? – dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz. – Nie poznałam cię, sorki. Wiesz, że bywam nerwowa…
- Taa, pamiętam – tylko się zaśmiał. To znaczyło, że nie jest na mnie zły.
            Wyszliśmy na zewnątrz. Chris zakupił nowe drinki. Ja też dostałam jednego; w ramach odszkodowania. Bardzo fajnie nam się gadało.długo plotkowaliśmy, z drobną przerwą na rozmowę z Em.
            Skąd w ogóle go znam? Był on sąsiadem mojej ciotki. Mieszkają na wsi. Często tam przyjeżdżałam. Między nami nie ma dużej różnicy wieku, z tego co pamiętam to tylko jakieś 3 lata. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy; był moim naprawdę dobrym kumplem. Tyle, że rzadko miał dla mnie czas, przez co nie wyniknęło z tego nic poważniejszego: ani związek, ani przyjaźń… Odkąd go widziałam ostatnio, minął rok. Gość się zmienił, i to cholernie. Przyjechał do Londynu na studia, pracuje w jakiejś małej restauracji jako kelner, ogólni daje sobie radę. Teraz przyjechał na wakacje z kolegami.
            Naszą beztroską pogawędkę przerwali moi towarzysze, a konkretnie Lou (nieźle zalany), któremu musiało nie odpowiadać moje towarzystwo, i Niall. Co miałam zrobić, przedstawiłam sobie wszystkich. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, po czym dmuchnęłam z Chrisem na parkiet. W pewnym momencie Tommo podszedł do nas i „odbił” mnie. Zatańczyłam z nim; było naprawdę fajnie. Czułam się przy nim dobrze. Znowu zaczęłam wspominać wczorajszą kolację.
Spojrzałam na zegarek. Była już 22:30. Czekała nas długa droga, więc musieliśmy się już zmywać. Oczywiście, w taksówce Louis musiał się zacząć żalić.
- Tri, jak mogłaś mi to zrobić? Czego z nim rozmawiałaś? Nie wybaczę ci już! – i próbował pokazać, jak bardzo się na mnie gniewa.
- To nie wybaczaj, jakoś to przeżyję – zaśmiałam się tylko.
- Ale serio, skąd go znasz? – chłopak nie dawał za wygraną.
- Nieważne, to nie jest ciekawa historia. Ale nie mówisz chyba, że będziesz strzelał focha za każdym razem, kiedy pogadam z facetem innym niż ty? – nie mogłam przestać się śmiać, ta scena była przekomiczna.
- Tak, będę strzelał focha za każdym razem! – wydawał się być stanowczy, ale ja myślałam, że padnę za śmiechu.
- Taak? Chodź, Niall, pogadamy! – i przesiadłam się koło blondyna.
- Nie, bo… – i tutaj się zaciął.
- Noo, rozwiń temat! Boo…? – chciałam to z niego wycisnąć.
- Boo… jestem zazdrosny i już. – mówiąc to, nieźle się zaczerwienił.
Wszyscy zaczęli się na biednego chłopaka gapić. Od razu spojrzałam na nich wzrokiem zabójcy mówiącego „spróbuj mu dogryźć, a zginiesz”. Na szczęście, nikt się nie odezwał. Cisza była bardzo nietypowa w ich towarzystwie, ale serio, dopóki nie znaleźliśmy się przy tour busie, słychać było tylko jakąś audycję radiową.
Wysiedliśmy z taksówki, zapłaciłam, po czym weszliśmy do busa. Od razu ruszyliśmy, żeby zdążyć. Umyłam się i od razu wskoczyłam do łóżeczka.
 


Perspektywa Demi:


 

            Otworzyłam oczy. Promienie słońca wpadające przez okno mnie oślepiły. Zmrużyłam powieki, założyłam szlafrok i udałam się do kuchni. Mój organizm czuł wielkie zapotrzebowanie na kofeinę; pomimo długiego snu byłam zmęczona.
Usiadłam przy stole i, popijając kawę, zaczęłam zastanawiać się, czy mam się bać tego snu. Miałam już „prorocze” sny. Kiedy zaczęłam spotykać się z Billy’m, śniło mi się, że siedzę zapłakana na komisariacie, a jego prowadzą w kajdankach. Wtedy to zignorowałam, ale taka sama scena miała miejsce. Później, kiedy byłam już z Willy’m, przyśniło mi się, że siedzę przy nim w szpitalu, a on umiera. Tym już się przejęłam, następnego dnia wysłałam chłopaka do szpitala na badania. I okazało się, że ma raka. I znowu przeżyłam deja vu. Najnowsza „wizja” nie dawała mi spokoju. Bałam się jak cholera.
Po wypiciu kawy udałam się do łazienki. Zrobiłam sobie lekki makijaż (tylko tusz i pomadka) i upięłam włosy w wysokiego kucyka. Wróciłam do sypialni. Przebrałam się w luźną, białą koszulę i dżinsowe szorty. Zastanawiałam się, co dzisiaj będę robić. Chwyciłam telefon. Miałam wiadomość od Trini. Zainteresowała mnie tym wywiadem, jednak nie czułam ogromnej potrzeby, aby go zobaczyć.
Siadłam na kanapie w salonie i włączyłam MTV. Właśnie zaczynali trąbić o największych aferach ostatniego czasu. Nie lubiłam tego oglądać, ale nie miałam nic lepszego do roboty. Czy tego chciałam czy nie, zaczęli gadać o tym wywiadzie. Kiedy usłyszałam, o czym mówili, zdębiałam. Harry ma (albo miał) dziewczynę? Sama spekulacja spowodowała, że zbladłam. Czyli naprawdę nie traktował mnie poważnie… Ale zaczęli mówić dalej… i okazało się, że jednak chodziło o mnie… Zamurowało mnie. Siedziałam jak kamień na sofie i gapiłam się na postać zdenerwowanego Harolda mówiącego o jego „życiowym błędzie”.
Byłam w szoku. Czyli jednak naprawdę żałował… naprawdę mu na mnie zależało…? Pytania w mojej głowie pojawiały się z prędkością światła, szkoda że bez odpowiedzi. Przypomniałam sobie o psychologu. Wybrałam numer pani Celine i czekałam, aż kobieta odbierze. Nagrałam się jej na sekretarkę, że jeśli by mogła, żeby przyjechała, bo pilnie potrzebuję rozmowy. Skoczyłam do spożywczaka po jakieś ciastka i kawę, bo właśnie mi się skończyła.
Nie wiedziałam, co ze sobą począć. Wzięłam się więc za generalne porządki w mojej sypialni. Zaczęłam wywalać wszystkie niepotrzebne graty. Kiedy już udało mi się z nimi uporać, zabrałam się za remanent w szafie. Wywaliłam tyle ubrań, że moja garderoba świeciła pustkami. Nie wiedziałam co mogę zrobić z taką ilością ciuchów. Znalazłam w internecie numer jakiejś fundacji pomagającej najbiedniejszym. Postanowiłam oddać im te wszystkie rzeczy. Na szczęście placówka była tylko dwie przecznice dalej od mojego domu, więc szybko podwiozłam zebrane przeze mnie graty. Kobieta była bardzo uradowana, kiedy zobaczyła wielkość mojej „hojności”.
Szybko wróciłam do domu. Właśnie przechodził listonosz. Przyniósł do mnie paczkę, w której znalazłam tablice rejestracyjne do mojego autka. Nie chciało mi się wlec do warsztatu, więc poprosiłam sąsiada, żeby mi je przytwierdził. Kiedy kończył robotę, pod mój dom podjechał jakiś samochód, konkretnie należący do Celine.
- Przyjechałam, jak najszybciej mogłam. Stało się coś? – zapytała i uważnie mi się przyjrzała. – Śliczny kolor!
- Niee, nic strasznego się nie stało. Po prostu muszę z kimś porozmawiać, bo wybuchnę. A, i dziękuję. Tak, jak pani radziłam, dokonuję kilku zmian.
- Tylko nie przesadź! – uśmiechnęła się. W duchu pomyślałam tylko „Za późno” i uśmiechnęłam się sama do siebie.
            Zaprosiłam kobietę do salonu, po czym poszłam do kuchni, by zrobić herbatę i przynieść ciasteczka.
- A więc, o czym chcesz rozmawiać? – Marshall z pogodną twarzą spytała się mnie.
- Musi pani coś zobaczyć – po czym przyniosłam laptopa z kuchni i znalazłam na Youtube ten wywiad. Pokazałam jej w sumie tylko ten fragment. – Ja po prostu nie wiem co o tym myśleć. Mam nadzieję, że on szczerze żałuje i że to nie jest tylko na pokaz… chciałabym, żeby tak było…
- A nie możecie się spotkać i porozmawiać?
- Nie bardzo. On teraz jest w Portugalii, ma trasę i ciągle pracuje…
- A telefon?
- Nie mam odwagi zadzwonić… poza tym chcę zacząć od zera.
- Więc na razie musisz sama zdecydować, co do niego czujesz, czy na pewno chcesz dać mu drugą szansę, i czy na pewno jesteś gotowa na takie życie… – spojrzałam na nią z pytającym wyrazem twarzy. – Doskonale wiesz, o co mi chodzi: w pewnym sensie też będziesz sławna, stracisz prywatność… Zastanów się, czy na pewno tego chcesz… i czy dasz radę.
- Raczej tak. On naprawdę jest dla mnie ważny…
            Chwilę jeszcze pogadałyśmy o tym, jak mi idzie, tak ogólnie. Opowiedziałam jej o moich „osiągnięciach” i planach. Była pod wrażeniem. Niestety, nie mogła siedzieć u mnie dłużej, bo miała już umówione spotkania z innymi. Pożegnałam się więc z nią i odprowadziłam do drzwi. Nie wiedząc, co mogłabym jeszcze dzisiaj zrobić, postanowiłam wybrać się na spacer. Pogoda dopisywała. Chciałam zobaczyć London Eye, dawno tam byłam. Spakowałam torebkę (klucze do domu, dokumenty, pomadka, telefon i portfel) i wyszłam z domu.
            Łaziłam już od dobrych dwóch godzin. Podziwiałam właśnie jakąś sukienkę, kiedy poczułam, że ktoś klepie mnie w ramię.
- Łukasz, co ty tu robisz?! – krzyknęłam zdziwiona.
- A co, Londyn zarezerwowałaś tylko dla siebie? – zaśmiał się. Rzuciłam mu się na szyję.
Łukasz to mój kuzyn z… Polski. Tak, mam tam rodzinę. Mój ojciec jest Polakiem. Dziadkowie wyjechali tu w czasie wojny. Tu założyli rodzinę, tu wychowali mojego ojca i jego dwie siostry. Kiedy sytuacja w ich ojczystym kraju w miarę się ustabilizowała, postanowili wrócić. Mój ojciec został w UK, to była dla niego ojczyzna. Jego siostry odjechały razem z dziadkami. Jako mała dziewczynka często wyjeżdżałam do babci. Przez rok chodziłam tam do szkoły, więc w miarę biegle mówię w tym języku. Dawno tam nie byłam.
- Co ty tu robisz? – byłam taka szczęśliwa, że tu jest.
- Studiuję. Dostałem się na Oxford.
- Serio? Wow, gratuluję! Długo tu siedzisz?
- Niee, pierwszy rok. A ty co robisz?
- Modeluję. – zaśmiałam się. – Noo, jestem… modelką.
- A kiedy wpadniesz do Krakowa? Wszyscy tęsknią.
- Na razie nie wiem, czy mam czas. A ty kiedy jedziesz?
- A, za parę dni. Muszę pokazać babci, że za bardzo nie zmarniałem.
- Hahaha, to jak mnie zobaczy, to co powie? – wreszcie gadałam z kimś z rodziny, bardzo mi tego brakowało.
- Załamie się! A może zabrałabym się z tobą?
- Czemu nie? Babcia jak cię zobaczy to nie wiem co że szczęścia zrobi!
- Taa, ale nic jej nie mów, to będzie niespodzianka!
- A jak się zgadamy?
- Masz, to mój numer – podyktowałam mu wszystkie cyferki po kolei, po czym sprawdziłam, czy zapisał poprawnie. – No, to dzwoń do mnie, jak coś.
- A teraz to co tak w ogóle robisz? – rzucił Łuki.
- Łażę bez celu. Dasz się zaprosić na kawę i lody?
- Z tobą zawsze! – wziął mnie pod rękę i poszliśmy do mojej ulubionej kawiarni.
            Siedzieliśmy tak już jakiś czas i gadaliśmy o wszystkim. Głównie wspominaliśmy nasze dzieciństwo. Uśmiałam się jak nigdy. Poczułam wibracje w torebce, które jednak ustały. To tylko sms, pewnie nic ważnego. Nie odczytałam, byłam zbyt pochłonięta rozmową z kuzynem.
- Może wpadniesz do mnie wieczorem? Pogadamy, obejrzymy jakiś film, zobaczysz mój dom?
- Wiesz, bardzo bym chciał, ale jeszcze dzisiaj mam wykłady. Zaczną się o 18:00, a nie wiem kiedy skończymy. Nie chcę wpieprzać ci się na głowę po nocach…
- Nie, żeby coś… – przerwałam mu – … ale jest już 17:30, więc jak chcesz się wyrobić to zmykaj!
- Co? Która? O cholera, lecę!
Zaśmiałam się tylko. Uwielbiam, jak się denerwuje i coś sobie pod nosem po polsku nawija. Teraz też coś bełkotał i zbierał graty.
- Zadzwoń jak będziesz miał chwilę!
- Zadzwonię, pa!
            I zostałam sama. Czas z Łukaszem leciał niebywale szybko. Posiedziałam jeszcze chwilkę, zamówiłam sobie ciastko, po czym zapłaciłam za wszystko i poszłam w stronę domu.
Jak to w Londynie bywa, nagle pogoda się zmieniła, bo w przeciągu chwili niebo pociemniało i lunął deszcz. Zaczęłam biec. W miarę szybko znalazłam się w domu. Od razu wpadłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy (przy okazji natarłam je milionem cudownych substancji wyniesionych od fryzjera), po czym przebrałam się w luźny, czarny T-shirt i szare dresy. „W końcu i tak już nigdzie nie będę wychodzić” – powiedziałam sama do siebie.
Usiadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać powtórki z jakiegoś show (po chwili zorientowałam się, że to X-Factor). Występowały tam naprawdę dobre dzieciaki, same zdolne bestie. Trochę popłakałam, trochę się pośmiałam. Nagle zadzwonił mój telefon. Jakiś zastrzeżony.
- Tak, słucham? – powiedziałam z powagą.
- Pani Stephenson? To ja, Agatha Hart. Chcieliśmy kupić od pani dom.
- Ach tak, dzień dobry! A więc, zdecydowaliście się państwo?
- Przejrzeliśmy jeszcze kilka ofert i pani dom najbardziej nam się spodobał. Mam nadzieję, że oferta jest nadal aktualna…
- Ależ oczywiście! Nikomu nawet nie mówiłam o przeprowadzce – jejku, to wszystko jest zbyt piękne… za łatwo mi to przychodzi… Ale, swoją drogą, to całkiem fajne…
- Moglibyśmy się spotkać i omówić szczegóły?
- Tak, jasne! Kiedy pani pasuje?
- Ja jestem do dyspozycji cały czas, tylko nie wiem, jak pani…
- Jak dla mnie, mogą państwo przyjechać nawet teraz! – cieszyłam się jak małe dziecko na widok czekolady.
- Naprawdę? W takim razie zaraz będziemy!
- Dobrze, będę czekać! Do zobaczenia!
- Do widzenia!
            Znalazłam jakieś ostatnie ciasteczka, nastawiłam wodę na kawę i ogarnęłam salon. Pobiegłam na górę, by się przebrać. Szybko wskoczyłam w żółte rurki i zielony top. Włosy zostawiłam rozpuszczone, tylko potraktowałam oczy tuszem i eyelinerem.
            Do domu pierwsza wpadła Sara.
- Hej, ślicznotko! – zawołałam i wzięłam ją na ręce. Miała prostą, białą sukienkę, biały sweterek i klapki. – Dzień doby, zapraszam do salonu – przywitałam nabywców mojego domu. Przybyli z notariuszem. I chwała Bogu, bo ja nie mam do tego głowy.
            Obgadaliśmy szczegóły. Każdemu podobał się wystrój domów, dlatego postanowiliśmy nie zamieniać mebli (za wyjątkiem rzeczy dla dzieciaków). Ustaliliśmy, ile zapłacą mi za moją posiadłość (zamienialiśmy się chatami; moja była większa i bardziej wyposażona, więc oni dopłacali mi). Odjęliśmy od tego wartość remontu dachu u mnie i okazało się, że nawet nieźle zarobię. Sara biegała jak opętana i latała po całym domu. Fajnie to wyglądało.
- A kiedy moglibyśmy już się przenieść? – zapytał mnie mężczyzna.
- Jak dla mnie, nawet jutro! Tylko nie wiem, jak państwo…
- My już jesteśmy spakowani… – nieśmiało zaśmiała się kobieta.
- W takim razie jutro zamiana! – zaśmiałam się. Nie wiedziałam, czy dam radę spakować się przez noc, ale spróbuję… w sumie nie było tego tak dużo…
            Podpisaliśmy umowę. Małżeństwo miało płacić mi moją należność w ratach. Wszystko przebiegło spokojnie i gładko, w sympatycznej atmosferze. Pożegnałam się z wszystkimi, po czym zaczęłam sprzątać. A więc od jutra mam nowy dom…
            Spojrzałam na telefon. Była już 22:00. zauważyłam, że ciągle nie przeczytałam wiadomości. Znowu jakiś obcy numer. „A może to w sprawie domu do mnie pisali…” . Zaczęłam czytać. Był wyjątkowo długi. Jak list.
Dem, wiem że cię skrzywdziłem i że możesz już nigdy do mnie nie wrócić. Chcę cię jeszcze raz przeprosić. Zachowałem się jak ostatni gnojek i nie ma na to usprawiedliwienia. Przepraszam, że nie spotkaliśmy się przed moim wyjazdem, ale nie miałem odwagi. Nie wiedziałem, co mógłbym ci powiedzieć. Żadne słowa nie są w stanie opisać tego, co czuję. Do siebie i ciebie. Nienawidzę siebie. Kocham ciebie. Tyle wiem na pewno. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, że pozwolisz mi z tobą porozmawiać. Nie skreślaj nas. Dla nas, dla ciebie, zrobię wszystko. Harry
p.s. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Powiedziałem o tobie. Nie bądź na mnie zła. Nie wyjawiłem twojego imienia, mogłabyś nie chcieć. Nie gniewaj się za to na mnie.
            Łzy same napłynęły mi do oczu. Wyłam, siedząc przed szafą, którą miałam opróżniać. Pobiegłam do łazienki i chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz. „Nie będziesz płakać, nie będziesz płakać, nie będziesz płakać, do cholery!” – powtarzałam sobie w myślach.
Po chwili uspokoiłam się. Wróciłam do pokoju i zaczęłam do tekturowego pudła po pralce wrzucać moje ubrania. Potem zabrałam się za zdjęcia i inne pamiątki. Te z kolei wrzucałam do kartonu po zmywarce. Wszystko robiłam jakoś bez życia, machinalnie. Jeszcze godzinę temu byłam tym podjarana jak… sama nie wiem, do czego to porównać.
Nim się zorientowałam, wszystko, co miałam zabrać, stało już zapakowane. Zegarek wskazywał 3:00 w nocy. Nie czułam zmęczenia, ale wzięłam prysznic i walnęłam się w łóżko. Nie potrzebowałam dużo czasu, aby zasnąć. 




  ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ 

Jesteście kochani! Dzięki za te 9 komentarzy <3 jak na razie, padł rekord! Mamy jednak nadzieję, że na tym nie poprzestaniecie i komentarzy będzie przybywać :)
Jak pójdzie Emily na sesjach? Czy przekona się do Zayna? Jak będzie układać się między Lou a Trini? Czy będą parą? Co z Demi i Harrym? To wszystko w kolejnych rozdziałach! <3


KOCHAMY WAS! <3

p.s. CZYTASZ - KOMENTUJESZ!

niedziela, 17 lutego 2013

♥Rozdział 10♥

Perspektywa Emily:



            Obudziłam się dzisiaj dość… a raczej zdecydowanie za wcześnie. Kto to widział, żeby cały dzień się z domu nie ruszać i jeszcze o 7:00 wstawać... W zaistniałych okolicznościach postanowiłam jeszcze trochę poleżeć. To trochę przeciągnęło się do 9:00, bo zapadłam w „kamienną” drzemkę.
            Wstałam i podreptałam do kuchni gdzie zaparzyłam sobie dość pokaźnych rozmiarów kubek czarnej kawy. Była niewiarygodnie mocna… i właśnie takiej mi teraz było trzeba. Tak jak się tego spodziewałam ten „szatański napój bogów” od razu postawił mnie na nogi. Teraz jeszcze tylko się ogarnąć i do roboty. Jeszcze tylko jeden (dość duży) projekt i koniec katuszy. Wylot mam dopiero za dwa dni, więc jak pójdzie mi w miarę szybko to może jeszcze uda mi się jutro spotkać z Demi. 
            Dzisiaj ogarnęłam się dosyć szybko (co mnie niewiarygodnie zdziwiło). Zaciągnęłam na siebie czarne legginsy i różową luźną tunikę. Taak… w swojej garderobie posiadam też i kolorowe rzeczy.  
            Ze stanu chwilowego zawieszenia na ziemię sprowadził mnie dźwięk telefonu. Może to nie ten upierdliwiec z One Direction. Na szczęście to nie był on, ale sponsor. Trochę mnie to przeraziło. Ja rozumiem, że on jest nadgorliwy, ale bez przesady. Odebrałam i… I cały misterny plan opierdalania się jutro szlag trafił! Przesunęli mi wylot na dzisiaj wieczorem i nie dość, że muszę się streszczać z projektem to jeszcze nie spotkam się z Demm.
            Po tym telefonie wzięłam się ostro do roboty. Poszło mi znacznie lepiej niż się tego spodziewałam. Uwinęłam się w jakieś trzy i pół godziny. Teraz zaczęłam już odczuwać głód więc zeszłam coś zjeść. Przygotowałam sobie zapiekankę i włożyłam ją do piekarnika. W czasie oczekiwania na upieczenie postanowiłam zadzwonić do Demi i powiedzieć jej o wcześniejszym wylocie.
- Cześć kochana! Jak leci? - zaczęłam
- Cześćć. Tak trochę z dnia na dzień. Trini wyjechała, ty ciągle nie masz czasu… wspominałaś coś kiedyś, że może jutro znajdziesz chwilkę…- jej głos był jakiś inny niż ostatnio, spokojniejszy
- No właśnie też tak myślałam i bardzo bym chciała, ale dostałam telefon, że wylot jest przesunięty na dzisiejszy wieczór.
- Lecisz już dzisiaj ??
- Taak. Swoją drogą jest to nadzwyczaj hmm… nieodpowiedzialne informować mnie o tym na kilka godzin przed odlotem!
- Kiedy masz odlot?? – spytała.
- Zawsze – skwitowałam i usłyszałam jej śmiech w słuchawce
- A ten samolotu? – Powiedziała przez śmiech
- Aaaaa, ten odlot. Trzeba było tak od razu!
- Więc?
- No tak za jakieś 6 godzin mam być na lotnisku.
- W takim razie tyłek w troki i zapieprzaj się pakować, bo jak znam ciebie będziesz siedzieć dwie godziny nad pustą walizką i zastanawiać się co zabrać a co nie.
- No ładnie to tak przyjaciółkę spławiać?
- Sama tego chciałaś. Z resztą za chwilę wychodzę i nie mam czasu z tobą gadać.
- Nie to nie! To w takim razie do widzenia – powiedziałam i wybuchłam śmiechem.
- Do widzenia – usłyszałam słowa również dławione przez śmiech. 
            Po skończonej rozmowie zauważyłam, że ktoś się do mnie dobijał. Jak mogłam tego nie zauważyć. I nie zauważyłam też, że jeszcze chwila i byłoby po mojej zapiekance, ale na szczęście nie było jeszcze za późno więc nie zastanawiając się długo zaczęłam ją jeść. W drodze do garderoby sprawdziłam kto próbował się do mnie dodzwonić i o mało ze schodów nie spadłam.
Pięć nieodebranych połączeń i dwa sms-y. Jedno do połączenie i jedna wiadomość od Trii, a reszta od Zayna… Uuuuu, w końcu zapamiętałam jego imię! Tylko jeszcze pytanie czego chciał.
Albo zadzwoni jeszcze raz albo da spokój. Najpierw postanowiłam przeczytać wiadomość od przyjaciółki

Od: Trini
Cześć Emm, jak skończysz z kimś tak namiętnie debatować to do mnie zadzwoń. Xx
Od razu wykręciłam jej numer
- No w końcu… co ty żadnego znaku życia nie dajesz?? – usłyszałam zanim zdążyłam się odezwać
- Aale powitanie – powiedziałam
- No a coo. Więc mam sprawę.
- Mam już zacząć się bać??
- Bo kiedy ty będziesz w Hiszpanii i Portugalii??
- Szczerze mówiąc to sama nie wiem, bo coś mi się w grafiku pozmieniało i jednak lecę dzisiaj. Jak będę wiedziała to dam ci znać.
- Skoro wylot masz dzisiaj to może jednak uda nam się spotkać!
- No fajnie by było. Tylko widzisz muszę już kończyć, bo ktoś się do mnie dobija, ale jeśli to ta osoba, o której myślę too…
- Zayn od pół godziny wisi na telefonie i próbuje się do kogoś dodzwonić! – przerwała mi -Czy ty masz mi coś do powiedzenia??
- Wątpię!! Ale naprawdę muszę już kończyć. Papa
- Paa – i nie czekając na niepotrzebne pytania rozłączyłam się.
            Faktycznie cały czas Zayn próbował się do mnie dodzwonić. Trochę dręczyło mnie to, że okłamałam przyjaciółkę, ale nie chciałam żeby wiedziała, że ten koleś się mnie tak przyczepił. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział. Jeszcze nie… zaraz są jakieś głupie domysły. Może uda mi się go w miarę szybko spławić, bo inaczej nigdy się nie spakuję…Przestał dzwonić. Widocznie stwierdził, że dalsze próby nie mają sensu. Postanowiłam jednak przeczytać tą wiadomość, którą mi wcześniej wysłał.
Od: Zayn
Cześć Emilyy! Masz chwilkę?? Bo ja chciałbym pogadać…
Zayn:
Czeeść Zayn! Teraz nie mogę. Dziś wieczorem wyjeżdżam i muszę się spakować, a nawet jeszcze nie zaczęłam więc… może innym razem.
I już myślałam, że mam go z głowy kiedy usłyszałam dźwięk sms-a.
Od: Zayn
Oo… a gdzie jedziesz??
Zayn:
To pozostanie moją tajemnicą ^^
Od: Zayn
To ja ci już nie przeszkadzam…
            Kolejnego sms-a już nie było.  
            W spokoju poszłam się pakować. Skończyłam dwie godziny przed odlotem. Ubrałam czarne bojówki, wąską, czarną koszulę z żabotem, rozkloszowanymi rękawami i wstawkami z koronki, a do tego baleriny. Zrobiłam bardzo ciemny make-up i wzięłam zegarek na łańcuszku. Byłam już gotowa. Przeraziła mnie jedynie fakt, że mam tyle bagaży, ale mam „fory” bo nie liczą mi nadbagażu!
Wzięłam książkę i zapakowałam się w samochód.
            Po piętnasto minutach byłam już na lotnisku. Odprawa poszła dosyć sprawnie. Po około godzinie byłam już w samolocie, usiadłam jak zawsze na fotelu od okna.
            Po starcie pogrążyłam się w lekturze przy muzyce…
 
 

Perspektywa Demi:

 
            Budzik zadzwonił o 8:00. Szybko wstałam, chociaż miałam ochotę jeszcze się trochę poopieprzać w moim ciepłym łóżeczku. Wzięłam błyskawiczny prysznic i ubrałam dżinsowe rurki, koszulę w kratę i kowbojki. „Jeszcze tylko kapelusz i lasso” – zaśmiałam się sama do siebie, chociaż zestaw mi się podobał. Włosy tylko rozczesałam, naturalnie lekko mi się kręcą. Że spokojem zauważyłam, że chociaż zapomniałam posprzątać w aucie, nie wymagało ono tego zabiegu. Szybko powyjmowałam z niego moje graty i byłam gotowa na przyjazd kupca.
            Facet przyjechał z pięciominutowym poślizgiem. Nie martwiło mnie to, zdążyłam znaleźć wszystkie papiery: ubezpieczenie, gwarancja i inne duperele. Gość jakiś starszy, koło pięćdziesiątki, ubrany w garnitur, elegancki. Wyjechałam bryką na podjazd. Mężczyźnie aż się iskierki w oczach zaświeciły; moje kochane BMW chyba naprawdę mu się spodobało. Chwilę oglądał, po czym zaprosiłam go do środka. Usiedliśmy przy herbacie i zaczęliśmy obgadywać szczegóły. Koleś wypytał mnie chyba o wszystko, co tylko mógł: a czy bezwypadkowy, a jaka klimatyzacja, a ile przebiegu… Jezu, skąd ja to mam niby wiedzieć?! Mówiłam to, co wiedziałam, ale przysięgłam sobie: nigdy więcej nie sprzedaję auta! W końcu chyba jednak skończyły mu się pomysły na pytania, bo przeszliśmy do ceny. Kasiasty facet, bo nie oszczędzał. Dał trochę więcej, niż proponowałam; i bardzo dobrze. Zapłacił od razu (o kurwa, jeszcze w życiu nie trzymałam tyle kasy na raz w rękach!!). Wzięłam gotówkę, dałam mu wszystkie papierki, podpisałam umowę, oddałam mu klucze, pożegnałam się z autkiem (naprawdę je lubiłam) i pożegnałam się z mężczyzną.
            Zjadłam śniadanie (dopiero teraz miałam na to czas), po czym zaczęłam się szykować do wyjazdu na drugi koniec Londynu do salonu samochodowego. Zamówiłam taksówkę (w końcu nie miałam już czym jechać) i wysłałam wiadomość do przyjaciółki.
Do: Trini
I jak podróż? Daj znać, kiedy już wylądujecie <3 xx
            Mój środek transportu już czekał. Wsiadłam do samochodu, podałam adres i ruszyliśmy. Na szczęście, przez miasto przejechaliśmy bez większych przeszkód. Korki zaczną się dopiero za jakąś godzinę. Po piętnastu minutach jazdy byłam na miejscu. Zapłaciłam i ruszyłam w kierunku salonu.
            Na placu przed budynkiem stało kilka naprawdę świetnych aut, ale żadne nie chwyciło mnie za serce. Uśmiechnęłam się dopiero, kiedy zobaczyłam moje wymarzone cudo: czarny, że złożonym dachem, brązowe siedzenia… Zaczęłam oglądać autko z każdej strony. I coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Rozejrzałam się. Musiałam być pierwszym klientem, bo poza kilkoma ubranymi tak samo facetami nikogo nie było. Jeden z nich podszedł do mnie. Przystojny, nie ma co. Wysoki, opalony, umięśniony… Czarne, krótkie włosy i piwne oczy… i całkiem seksownie wyglądał w tej niebieskiej koszuli i czarnych spodniach… Jeszcze jakieś dwa miesiące temu zaczęłabym z nim ostro flirtować, ale teraz nie czułam ochoty, nic w ten deseń… Jej, czyżbym dorosła? Nie, Harry…
            Przystojniak zapytał, czy już coś mnie zainteresowało, czy może przyszłam tylko się rozejrzeć. Z uśmiechem wskazałam mu na cudny kabriolet.
- Idealny samochód dla takiej pięknej damy – uśmiechnął się. Ja jednak tylko odwzajemniłam jego smile. Przed oczami ciągle miałam Loczka. Nie, nie mogłam mu tego zrobić… Facet chyba zrozumiał, że z flirtu nici, bo powiedział tylko:
- Może ja przejdę do szczegółów i opowiem pani o tym pojeździe.
            I tak przez następne 20 minut słuchałam o silniku, skrzyni biegów, akumulatorach i innych pierdołach. Szczerze mówiąc, nie słuchałam go, tylko podziwiałam auto. Usiadłam za kierownicą. Ta skóra była taka przyjemna… I tak byłam już zdecydowana. Biorę to cudo i nie ma gadania! Kiedy facet skończył swój (bądźmy szczerzy) monolog, spojrzał na mnie pytająco. Z bananem na ryju rzuciłam tylko:
- Świetnie, bierzemy!
            Weszliśmy do salonu, by podpisać wszystkie konieczne papierki. Na szczęście, w ofercie miałam już ubezpieczenie i resztę pierdół; będę mogła od razu siąść za kółko. Tylko zarejestrować, przy czym facet od razu zadzwonił, gdzie trzeba i załatwił tą sprawę. Hurra! Złożyłam autograf na umowie, zapłaciłam pierwszą część (chociaż byłam w stanie, nie mogłam zapłacić z góry), odebrałam kluczyki i spojrzałam na telefon. Była godzina 11:45. Miałam również wiadomość.
Trini:
Już jesteśmy! Podróż była okej, a Portugalia jest NIESAMOWITA! Musimy kiedyś tu przyjechać w trójkę xxx
Od razu odpisałam.
Do: Trini
No pewnie, mam nadzieję, że nie będziemy musiały odwiedzać wszystkich krajów, w których się zakochasz :D chociaż z drugiej strony, tourne po Europie… czemu nie! xxx
            Wsiadłam do mojego nowego pojazdu i ruszyłam w stronę domu, musiałam się trochę ogarnąć przed wyjściem do fryzjera. Wzięłam błyskawiczny prysznic, zjadłam jogurt (na nic lepszego nie miałam czasu) i przebrałam się w czarne legginsy, białe szpilki, biały top i biały, ażurowy sweterek. Wzięłam klucze, dokumenty, telefon i wyruszyłam do salonu.
            Ale fajnie! Właśnie mnie miała „obsłużyć” Pattie – dobra znajoma, która kiedyś malowała i czesała mnie na pokazach. Na dzień dobry ostrzegła mnie o długości procesu rozjaśniania. Nie przeraziło mnie to; poprosiłam tylko o jak najsilniejszy, najszybszy i najlepszy preparat. Po uśmiechu Pat wiedziałam, że nie mam się o co martwić. Nałożyli mi na głowę jakąś śmierdzącą substancję konsystencji farby. Miałam tak siedzieć przez 1,5 godziny. Co za ulga, że miałam naładowaną na full komórkę… Pattie przyniosła mi kawę. Weszłam na Twittera. Ooo, po ostatniej sesji fotograf wrzucił kilka niezłych zdjęć. Zobaczyłam również te gotyckie. Poczułam lekkie ukłucie, ale już nie chciało mi się płakać. „I bardzo dobrze, już ci wystarczy ci tego wycia” – pomyślałam, ale od razu poczułam ulgę. Że już się nie rozklejam.
- Ej, coś tak spoważniała? Stało się coś? – Pat zauważyła, że coś jest na rzeczy.
- Niee, wszystko jest okej. Po prostu… mam z tą sesją złe wspomnienia. – przesłałam jej uśmiech w stylu „nic więcej ci nie powiem, zmieńmy temat”. I zmieniłyśmy.
            Gadałyśmy tak naprawdę o niczym, jednak czas minął szybko. W miarę. Swoimi przeżyciami podzieliłam się z ludem Twittera.
@demistephenson: Ćwiczę cierpliwość. A przy okazji… Powrót do przeszłości czas zacząć!
O 15:00 w końcu wsadzili mnie pod kran i zmyli że mnie to „coś”. Jeszcze tylko Pat podcięła mi końcówki, lekko postopniowała włosy i nałożyła milion substancji wzmacniających (rozjaśnianie cholernie niszczy). Byłam zachwycona z efektów. Poprosiłam znajomą, by zrobiła mi jeszcze inny makijaż (przedtem miałam bardzo cienkie brwi, teraz to nie pasowało). Nie miała nic przeciwko. Po drobnych poprawkach make-upu i poradach, jak go robić, byłam już w pełni zadowolona. Pattie zrobiła mi jeszcze zdjęcie.
 
Podziękowałam koleżance za wszystko i udałam się do domu. Zrobiłam sonie kolejną kawę i już musiałam lecieć na spotkanie w sprawie domu. Byłam już naprawdę wykończona, marzyłam tylko o gorącej kąpieli i łóżku. Wsiadłam w auto i pojechałam pod podany mi wczoraj adres.
Małżeństwo to było bardzo sympatyczne. Oprowadzili mnie po domu. Spytałam ich, dlaczego chcą zmienić lokum. Opowiedzieli mi o swojej przeszłości. Bardzo się kochali, ale nie mogli mieć dzieci. Próbowali cały czas. Niestety, bezskutecznie. Dopiero niedawno pomyśleli o adopcji. Mają już jedno adoptowane, chcą mieć jeszcze jedno, ale dom jest za mały. Kiedy kobieta opowiadała mi, jakim marzeniem było dla niej posiadanie dziecka, zaczęłam się zastanawiać, czego jest tak, że moja matka, nie chcąc mieć dzieci urodziła, a tak cudowni ludzie nie mogli tego zdobyć. W ostatnim pokoju, który oglądałam, ujrzałam małą dziewczynkę.
- To Sara, nasza córka – mężczyzna, mówiąc to, wzruszył się. Mała była urocza. Około pięciu lat, ciemna karnacja, brązowe, mądre oczka, brązowe sprężynki na głowie, ubrana w sukienkę w kwiatki i białe klapki. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie. Poczułam się wyjątkowo… chociaż, szczerze mówiąc, nie wiem czemu…
- Cześć, jestem Demi – podeszłam do niej i dałam jej czekoladkę, którą miałam w torebce (kupiłam ją sobie, bo nie miałam czasu na normalny obiad).
- Cześć, dzięki! – Sara była taka słodka… mówiła bardzo wyraźnie, jak na taką małą dziewczynkę.
- Jadę z rodzicami do domu, chcą zobaczyć, czy jest ładny i może go kupią. Jedziesz z nami?
- Taak! – ludzie, znam ją od minuty, a już uwielbiam!
            Dopiero teraz zaproponowałam wyjazd do mojego domu. Cała trójka chciała jechać. Więc usiedliśmy do mojego samochodu (Sara chciała jechać w „aucie bez dachu”) i ruszyliśmy. Mała była zachwycona. Pokazałam im cały dom. Następnie zaprosiłam wszystkich na herbatę, opowiedziałam ważniejsze szczegóły dotyczące mojego gniazdka i wspomniałam o konieczności zmiany dachu. Pani Hart była zachwycona kuchnią, jej mężowi do gustu przypadł ogromny garaż (z którego wszystkich możliwości i tak nie korzystałam), a mała była podjarana wanną jacuzzi w ogrodzie. Powiedzieli, że dom bardzo im się podoba, ale muszą się oni jeszcze zastanowić. Sara jęczała, że chce ten dom, a jej rodzice próbowali ją jakoś udobruchać.
- Wiesz, rodzice muszą zobaczyć, czy nie ma gdzieś ładniejszego domu… – powiedziałam dziewczynce.
- Na pewno nie ma! Ten jest najlepszy! – młoda weszła mi w słowo.
- Wiesz, nie da się wszystkiego tak szybko zrobić. Trzeba troszkę poczekać. Jak coś, to jeszcze do mnie przyjedziesz z mamą i tatą. Dobrze? – fajnie, że się jej spodobało…
- No dobrze… –  jęknęła, ale nie była zadowolona.
- Toooo… do zobaczenia? – pożegnałam się z małżeństwem.
- Zapewniam panią, jeszcze zadzwonimy – uśmiechnął się mężczyzna. Zamówiłam im taksówkę, zapłaciłam i odesłałam do domu. Spojrzałam na zegarek. Była 19:30. Stwierdziłam, że nie mam już siły na spotkanie z psychologiem. Zasnęłabym bez niczego. Już miałam dzwonić do kobiety, że dziś ni mogę się z nią spotkać, gdy dostałam od niej wiadomość.
Celine M.:
Demi, bardzo cię przepraszam, ale nie mogę dzisiaj się z tobą zobaczyć. Sprawa rodzinna. Zadzwonię do ciebie jutro i umówimy się na kiedy indziej. Nie gniewaj się.
Do: Celine M.
Nic się nie dzieje, w sumie miałam do pani dzwonić, że też nie dam dzisiaj rady. Będę czekać na telefon.
            Pomimo wczesnej pory piekielnie chciało mi się spać. Wzięłam długą, relaksującą kąpiel, po czym resztką sił włączyłam komputer. Zastanawiałam się, czy wrzucić moją nową fotkę na Twittera, ale stwierdziłam, że będzie lepiej, jak tego nie zrobię. Dziewczyny mogłyby zaraz wypaplać chłopakom, a chcę im zrobić niespodziankę. Zwłaszcza, że miałam do zrealizowania pewien plan dotyczący Stylesa… Posiedziałam jeszcze chwilę, po czym stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie to nawet nie dojdę do łóżka. Więc wstałam i udałam się do sypialni. Chwilę jeszcze pomyślałam o dzisiejszym dniu. Zasnęłam, zanim się zorientowałam…
            W nocy obudziłam się zlana potem. Miałam straszny sen. Śniło mi się, że stoję na środku pustej ulicy, w nocy, i trzymam na kolanach… zakrwawionego Harry’ego. W oddali widziałam uciekającą blondynkę. Usiadłam na łóżku. Bałam się tego snu… był tak realistyczny… Poszłam do kuchni, nalałam sobie wody do szklanki i stojąc nad zlewem, starałam się uspokoić. Nerwy szargały moim ciałem, czułam, jak trzęsą mi się ręce… Chwilę tak stałam, po czym wyszłam na taras, by popatrzeć na księżyc. Poczułam chłód. Stałam tak jeszcze chwilę, ze szklanką w ręce, po czym udałam się do sypialni. Tam ułożyłam się na łóżku. Długo próbowałam zasnąć…

Perspektywa Trini:

            PORTUGALIA, LIZBONA.
Obudziły mnie ciche śmiechy. Zauważyłam, że spałam z głowa na ramieniu Niallera; przez to trochę bolał mnie kark. Obróciłam się żeby sprawdzić, z czego tak rży reszta. Zobaczyłam Louisa z dziwnym grymasem na twarzy, ściskającego swój legendarny kocyk, całego umazanego czekoladą. Zayn z dumą trzymał łyżkę i smarował twarz kolegi, Liam trzymał słoik z nuellą i obserwował, czy pasiasty się nie budzi, nawet Harry był uśmiechnięty. Pewnie gdyby Horan nie spał, podpieprzałby im czekoladę… Zaśmiałam się. Wszyscy gwałtownie się odwrócili.
- Cześć, władcy nutelli – wyszczerzyłam zęby.
- Cicho, bo się obudzi – Liam położył palec na usta w celu uciszenia towarzystwa.
Wszyscy zamilkli. Cyknęłam mu fotkę, póki spał. Po chwili obudził się blondasek.
- Ej, dajcie trochę! – po czym wyrwał Liamowi słoik z czekoladą. Wszyscy zaczęli się znowu śmiać. Nie pomogło wzajemne uciszanie. W efekcie obudziliśmy Louisa.
- Co się tak nade mną szczerzycie? – jego mina wskazywała brak zrozumienia.
- Niee, nic, śpij kochanie – Harry nachylił się nad nim i poczochrał jego włosy. Nie był to dobry pomysł; włosy zaczęły mu się przyklejać do twarzy.
- Co to, do cholery, jest? – zdziwiony przejechał palcem po nosie, przez co miał jasny pasek na środku twarzy. Wszyscy znowu wybuchli.
- Mmmm, dobre! – pasiasty wsadził sobie palec do ust i smakował nutelli.
- Po prostu chcieliśmy zrobić z ciebie jeszcze większego słodziaka – Malik puścił mu oczko.
- Przyda się – powiedział Lou, po czym popatrzył… na mnie. Zrobiło mi się jakoś tak… dziwnie.
Naszą pogawędkę przerwała stewardessa, która zapowiedziała koniec podróży. Szybko pomogłam ogarnąć się pasiastemu; lepiej, żeby w takim stanie nie pokazywał się publicznie. Spojrzałam w lusterko. Makijaż nawet się trzymał. Nałożyłam tylko korektor pod oczy, na więcej nie miałam czasu. Włożyłam ciemne okulary, wszyscy tak noszą.
Na lotnisku czekał na nas komitet powitalny. Wszyscy byliśmy mało eleganccy, ale kazano nam stanąć i pozować do zdjęć. Musiałam zdjąć moje okulary… szkoda. Poza tym odprawa przeszła szybko, żaden bagaż nie zaginął, wszyscy byli nawet… grzeczni. Prawdziwy młyn czekał na nas przed lotniskiem. Tłum ludzi, blask fleszy krzyki i pytania… Trochę mnie to przytłoczyło. Ale już po chwili spokojnie zmierzaliśmy w kierunku naszego wypasionego autobusu. Miałam załatwiać hotele, ale stwierdziłam, że tour bus będzie lepszy. Więcej frajdy i luzu…
Byłam w niezłym szoku. W środku był duży (jak na autobus) salon, łazienka, aneks kuchenny i dwa trzyosobowe pokoje (stwierdziłam po ilości łóżek; dodam, że było jedno zwykłe łóżko i jedno piętrowe na pokój). Każdy kłócił się, gdzie będzie spał i z kim będzie dzielił pokój. Zrobiłam losowanie i wyszło, że jeden pokój zajmą Zayn, Liam i Niall, a ja, Harry i Louis – drugi. Nie miałam ochoty na dzielenie z nimi sypialni, ale czy miałam inne wyjście…? Zarezerwowałam sobie miejscówkę na piętrze, dół zostawiłam chłopakom. W drugim pokoju piętro dla siebie wywalczył Zayn. Rozpakowaliśmy się, po czym chłopcy musieli lecieć na próbę. Ja natomiast miałam wolne. Musiałam ustąpić im łazienkę, bo musieli się przygotować do wyjścia. Udałam się do kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Po wypiciu napoju wdrapałam się na swoje łóżko i odpaliłam lapka. Przypomniało mi się, że Emily ma pokazy tam, gdzie ja jestem. Niestety, nie mogłam się do niej dodzwonić. Co lepsza, Zayn też ciągle wisiał na fonie... W końcu na szczęście z nią pogadałam. Demi też pisała, więc jej odpisałam. Zalogowałam się na Twittera. Interakcje żyły, z czego się cieszyłam. Podzieliłam się przeżyciami że światem.
@trinifray: Witaj Portugalio! Podróż spokojna, kraj piękny, ja zachwycona! <3
            Pooglądałam zdjęcia dodane przez znajomych, po czym zauważyłam, że chłopaki już są gotowi, a łazienka wolna. Teraz weszli do pokoi (w samych slipkach!), żeby się ubrać. Weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Przebrałam się w dżinsowe szorty, czarną bluzkę w kwiatki na ramiączkach, a do tego czerwone sandały na koturnie. Włosy upięłam w nienagannego koczka. Do torebki spakowałam portfel, telefon i aparat, po czym ruszyłam na miasto. Chłopaków już nie było. Postanowiłam udać się na „małe” zakupy.
Zrobiłam kilka zdjęć. Były niesamowite.
 
 
Potem udałam się do galerii, gdzie nieźle zaszalałam. Kupiłam tez coś dla dziewczyn: dla Emily znalazłam piękną gorsetową sukienkę z białą kokardą, a dla Demi komplet w żółtym kolorze: spódnicę z podwyższonym stanem i marynarkę. Sama też znalazłam kilka świetnych rzeczy, ale musiałam się wstrzymywać. Mam odwiedzić CAŁĄ Europę i pewnie wszędzie po trochę nakupię.
Po dwóch godzinach maratonu usiadłam w jakiejś kawiarence. Zamówiłam latte i podziwiałam panoramę Lizbony. Nogi mi w tyłek wchodziły, ale byłam zadowolona. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć, po czym wypiłam kawę. Zachwycałam się widokami, które mnie otaczały. Kiedy już wyszłam z kawiarni, zadzwonił mój telefon.
- Hej Tri, gdzie jesteś? – usłyszałam głos Louisa.
- A skąd mam to wiedzieć? Jakoś nigdy wcześniej nie byłam w Lizbonie i nie ogarniam tego miasta! A czego chcecie?
- Okazało się, że mamy jeszcze przed koncertem udzielić wywiadu. Za dwie godziny zaczynamy.
- O cholera, dzięki! Już lecę do busa. A wy gdzie jesteście?
- Czekamy na ciebie.
- Dobra, zaraz będę.
            Na szczęście do busa nie było daleko. Po pięciu minutach już byłam na miejscu.
- A gdzie w ogóle będzie ten wywiad? – zapytałam.
- W studiu za sceną – uśmiechnął się Liam.
- To już, przygotujcie się, ja jakoś dam sobie radę. Zamówię coś do jedzenia, okej?
- Jestem za! – wrzasnął Niall.
Zaśmiałam się i wygoniłam ich do pokoi. Wyjęłam z torebki ulotkę jednej z lokalnych restauracji i wybrałam widniejący na niej numer. Zamówiłam sześć porcji „zielonej zupy” – to jakaś polecana, tradycyjna potrawa. Chłopaki nie potrzebowali dużo czasu – byli w miarę ogarnięci po próbie. Po jakimś czasie byli już gotowi. Do drzwi busa zastukał człowiek z dostawą naszego obiadu. Siedliśmy w salonie i zajadaliśmy. To było naprawdę niezłe! Po posiłku poszłam się odświeżyć i przebrać. Wybrałam świeżo kupione ciuchy: czarne legginsy ze skórzanymi wstawkami i beżową, zwiewną tunikę na długi rękaw w czarne groszki. Do tego czarne lity i czarna skórzana kurtka.
Po pół godziny byliśmy już w studiu. Od razu wzięły się za nas stylistki; specjalnie nie szykowałam się w autobusie. Jedna z wizażystek stworzyła mi piękny make-up i fryzurę. Byłam naprawdę zachwycona. Chłopaki też byli przygotowani. Poszłam pogadać z prezenterem, aby dowiedzie się nieco więcej o wywiadzie.
Po 20 minutach siedzieliśmy już na wielkiej, zielonej sofie i odpowiadaliśmy na pytania. Wszystko wyglądało podobnie, jak podczas wywiadu dla Ellen Show: piszczące fanki, weseli chłopcy odpowiadający spokojnie na wszystkie pytania. Z jedną, znaczącą różnicą: Harry był dość niepewny, czuł się skrępowany, i to było widać. Kiedy został spytany o przyczynę jego powagi (nie tylko ja to zauważyłam), popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, wziął głęboki oddech i… totalnie zaskoczył mnie i resztę bandu (znowu).
- Rzeczywiście, nie jestem taki radosny i beztroski, jak zwykle… Ale nic nie dzieje się bez przyczyny… Po prostu… przez moją głupotę i płytką wyobraźnię naraziłem na niebezpieczeństwo i cierpienie bardzo ważną dla mnie osobę. I nie umiem sobie tego wybaczyć… Tak bardzo mi na niej zależy… a tak ją zraniłem… teraz chcę tylko o nią zawalczyć. Jeszcze raz… – widać było, że powiedzenie tych kilku zdań było dla niego naprawdę trudne.
            W studiu zapadła niezręczna cisza. Nikt, oprócz mnie i chłopaków, nie wiedział, o co może chodzić. Po chwili odezwał się prowadzący.
- Czyli chodzi o dziewczynę?
- Tak – tylko tyle zdołał z siebie wydusić Styles. Było mi go trochę szkoda, ale sam sobie piwa naważył, teraz niech pije…
            Chłopaki dostali jeszcze kilka pytań, ja też na parę odpowiedziałam. Mimo dziwnej atmosfery pod koniec programu czułam swego rodzaju ulgę. Widać było, że Hazza też się wyluzował. Widocznie odkąd dowiedział się o wywiadzie miał zamiar to powiedzieć. Popatrzyłam na niego. Podszedł do mnie.
- Nie wiem, czy ci się to podoba, czy nie, ale ja musiałem to zrobić. Zwariowałbym…
- Spoko, nic się przecież nie stało. Po to są wywiady, nie? – posłałam mu uśmiech, ten z serii pokrzepiających. – Teraz szykujcie się do koncertu.
- Tak jest, proszę pani! – i wreszcie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
            Wszyscy udali się do garderoby i zmienili kreacje. Po chwili byli gotowi do akcji.
            Spojrzałam na publikę. Cały plac, który wydawał mi się ogromny (widziałam go rano, kiedy był pusty; wolna przestrzeń była wielkości kilku boisk piłkarskich!), był wypełniony wrzeszczącymi fankami. Byłam w szoku. Jeszcze nigdy nie widziałam takich tłumów! Kiedy band wyszedł na scenę, usłyszałam tak przerażający pisk, że myślałam, że mi zaraz rozpieprzy mózg! Zaczęli śpiewać. Wszyscy śpiewali razem z nimi. Podziwiałam wszystko że specjalnie wyznaczonej dla mnie strefy. W pewnym momencie jakaś dziewczyna rzuciła na scenę bieliznę… No, dobra, moim skromnym zdaniem to przesada, ale co im zrobię… Chłopakom to, oczywiście nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie! Niall podniósł biustonosz i postanowił go przymierzyć. Nie muszę chyba mówić, co robiło 100 procent publiczności z telefonami… Poza chłopakami było słychać różne odgłosy aparatów. Poza tą akcją niewiele się działo… nooo, nie licząc trzech odważnych wyniesionych przez ochronę…
Około 22:30 show dobiegło końca. Nie powiem, skakałam razem z ich fankami, robiłam im fotki i śpiewałam, pomimo że nie interesowałam się nimi wcześniej (kilka piosenek znałam dzięki Demi). Chłopaki dali czadu, nie ma co. Mają świetny kontakt z publicznością. Byłam z nich cholernie dumna, sama nie wiem, czemu. Czułam się jak matka oglądająca sukces swoich dzieci… sama przyznam, dziwne porównanie.
Weszłam za scenę. Teraz chłopaków czekają spotkania z fankami za kulisami. Postanowiłam dać znać Demi o dzisiejszym „wyczynie” Harolda.
Do: Demi
Widziałaś nasz wywiad? Jak nie, to i tak będzie o nim głośno! Zobacz, to ważne xx
Pomimo późnej pory nie czułam się śpiąca. Zaczęłam przeglądać zdjęcia, które zrobiłam dzisiaj. Wyszły przepiękne. O 23:00 było już po spotkaniach. Cała czwórka gratulowała sobie udanego koncertu i… Zaraz, jak to czwórka? Popatrzyłam na nich. Zayn jest, Liam jest, Harry jest, Niall jest… a gdzie Lou? Trochę mnie to zaniepokoiło. Podeszłam do nich.
- Gdzie Tomlinson?! – spojrzałam na nich wzrokiem zabójcy. Miałam wrażenie, że oni dopiero teraz zauważyli jego nieobecność, bo zaczęli rozglądać się dookoła siebie. – Kurwa, czy on zawsze musi zachowywać się jak jakiś bachor?!!
- Spoko, nie jest już małym dzieckiem, da sobie radę – zaśmiał się Zayn.
- No, nie byłabym tego taka pewna – odparłam, a mulat tylko puścił mi oczko.
            Nagle poczułam, że coś (a raczej ktoś) ciągnie mnie za rękę w nieznanym mi kierunku. Widziałam tylko, że zmierzamy w stronę jakichś schodów.
- Co to ma być? Kim jesteś? – zasypywałam nieznajomego pytaniami (nie widziałam jego twarzy, wszędzie panował półmrok). – Człowieku, gdzie ty mnie ciągniesz?!
Postać wydawała się być niewzruszona moimi narzekaniami, bo milczała jak zaklęta. Muszę przyznać, było to niezwykle irytujące. W końcu dałam sobie spokój z próbą nawiązania kontaktu; czułam się, jakbym gadała że ścianą. Szliśmy więc w milczeniu po tych cholernych schodach. Nagle poczułam przeszywający chłód. Domyśliłam się, że znajduję się na dachu budynku, koło którego znajdowała się scena.
- Po co mnie tu zaciągnęłaś, nieznana istoto? – spojrzałam w stronę mężczyzny (tylko tyle byłam w stanie stwierdzić). Gdyby nie było tu tak ciemno, pewnie wiedziałabym, z kim mam do czynienia. W odpowiedzi chłopak wskazał ręką za mnie. Odwróciłam się. Moim oczom ukazała się panorama Lizbony.
- Boże, jak tu pięknie… – naprawdę byłam zauroczona tym miejscem.
 
Chwilę napawałam oczy tym boskim widokiem.
Usłyszałam kroki. Ktoś ewidentnie się do mnie zbliżał. Położył dłonie na moich biodrach. Natychmiast się odwróciłam.
- Wiedziałem, że ci się spodoba…
- Lou, do cholery, to ty?! – byłam w szoku. Serce zaczęło walić mi jak opętane. – Gdzieś ty był? – sama przed sobą musiałam się przyznać, że się o niego martwiłam.
- No, wiesz… to wszystko sami się nie przygotowało… – uśmiechnął się i wskazał ręką na niewielki stolik. Podeszliśmy do niego. Stały na nim świece, butelka szampana, dwa kieliszki i jakieś potrawy. Chłopak odsunął mi krzesło (o matko, co za dżentelmen!), po czym zasiedliśmy do kolacji. Było tak… romantycznie… Sama bałam się tego stwierdzenia. Ja, Trini Fray i mój „wróg”, Louis Tomlinson, na romantycznej kolacji na dachu wieżowca… To było bardzo dziwne… wręcz nierealne…
            Mój towarzysz otworzył szampana, nalał nam do kieliszków i wzniósł toast.
- Za… ten wieczór? – popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.
- Za wieczór – odwzajemniłam uśmiech.
            Siedzieliśmy tak chwilę, gadając o różnych pierdołach. Zaczęliśmy jeść. Nie wiem, co to było, ale smakowało bosko!
- Nie mów, że sam to gotowałeś, bo nie uwierzę! – zaśmiałam się.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – zaśmiał się.
Nastała chwilowa cisza. Ale wcale nie była niezręczna, ani nic w ten deseń. Lou patrzył mi w oczy. A ja pozwoliłam sobie zatopić się w jego spojrzeniu…
- Lou, tak w ogóle, po co to wszystko? – nie wytrzymałam i musiałam zadać mu to pytanie. Naprawdę byłam w ciężkim szoku. Pozytywnym, oczywiście.
- Chciałem cię przeprosić. Za moje zachowanie na lotnisku, i w ogóle… za wszystko…
- Nie trzeba było… z resztą, chyba nie umiem się na ciebie gniewać – posłałam mu ciepły uśmiech. – Ale fakt, tam na lotnisku przegiąłeś.
- Przysięgam, to się nie powtórzy – złapał moją dłoń. Nie protestowałam. To było zbyt przyjemne. Już dawno nie zaznałam takiej czułości.
Wstałam od stołu. Podeszłam do barierek, by znowu zachwycić się pięknem tego miejsca. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Lou podszedł do mnie. To było dziwne uczucie… ale przyjemne…
- Tri, wiem, że przez to, co powiem, mogę zginąć, ale zaryzykuję… Jesteś naprawdę niezwykła i… – tutaj się zawiesił. Znowu zaczął mnie topić w swoich oczach… z resztą, nie miałam nic przeciwko. – Przepraszam…
- Ale za co… – zaczęłam zdziwiona, ale nie pozwolił mi skończyć. Przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. A ja znowu dałam się ponieść chwili. Chciałam, aby ten moment trwał wiecznie. Czułam się szczęśliwa… Czas na chwilę się zatrzymał. Niestety, nasze usta po chwili się rozdzieliły. Spuściłam głowę. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Słyszałam o motylach w brzuchu, ale we mnie chyba siedziały dzikie i wielkie gołębie, bo aż czułam łaskotanie w żołądku. Tommo spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa. Dokończyłam tylko moją wypowiedź.
- Za co ty mnie przepraszasz? Przecież nie masz za co… – nie mogłam przestać się uśmiechać. On chyba poczuł ulgę.
- Po prostu nic na to nie poradzę. Podobasz mi się, kocham cię…
Nie wiedziałam, co z tym fantem zrobić, więc czule go przytuliłam. Naprawdę czułam się przy nim wyjątkowa, kochana… Spojrzałam na zegarek. Była już 2:00. Postanowiliśmy się zbierać.
Wróciliśmy do busa. Reszta chłopaków już spała. Cicho wkradliśmy się do naszego pokoju, tak, żeby nie obudzić Hazzy. Poszłam do łazienki jako pierwsza. Wzięłam ciepły prysznic, zmyłam makijaż i wskoczyłam w moją koszulę nocną. Kiedy przyszłam do pokoju, Lou spał jak mały, słodki dzieciak. Cmoknęłam go w czółko, po czym położyłam się spać. Z wrażenia długo nie mogłam zasnąć… 
 
 
  ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ 
 
 
Jeej, ten rozdział jest WYJĄTKOWY! Nam podoba się jak diabli, mamy nadzieję, że wam też! ♥ ♥ 
Jak podoba się wam metamorfoza Demi? Jak myślicie, jaki plan wymyśliła co do Harry'ego? Jak dalej potoczą się losy romansu Lou i Trini? Czy uda jej się spotkać z Emily? Jak dziewczyna będzie się bawić na pokazach? Wszystkiego dowiecie się w kolejnych rozdziałach!♥♥
 
BARDZO PROSIMY O DODAWANIE SIĘ DO OBSERWATORÓW ORAZ PISANIE KOMENTARZY! TO DLA NAS BARDZO WAŻNE!