Perspektywa Demi:
Nieśmiało otworzyłam oczy. Światło mnie
oślepiało. Gdzie ja jestem? Udało mi się? Jestem w niebie? Nie wiem. Podszedł
do mnie mężczyzna ubrany na biało. Blondyn. Wysoki. Willy, to ty?
- Gdzie ja jestem? – spytałam nieśmiało.- W szpitalu. Przedawkowała pani leki. Pani przyjaciółki na szczęście w porę zareagowały i wszystko skończyło się dobrze. Przeszła pani tylko płukanie żołądka. Ale zostanie pani jeszcze jeden dzień na obserwacji.
Czyli jednak ciągle wśród żywych. Do cholery jasnej,
czego mi się ciągle nie udaje? Nawet za kolejnym, trzecim razem… Po co ja mam
żyć? No po co?!
Przypomniałam sobie wszystko. Sesję. Wywiad. Mój
żal i płacz. Wizyta na cmentarzu. Kolacja. William… HARRY… Rozbolał mnie
brzuch. Czyżby żołądek strzelał focha? Cóż, miał prawo.
- Był u mnie ktoś? – spytałam bezsilnie, spoglądając na lekarza, tak bardzo
podobnego do Willy’ego. Szczerze, chyba nawet nie widziałam, po co o to pytam.
Nie chciałam tego wiedzieć. - Dziewczyno, nie wiem, kim jesteś, ale siedział tutaj cały skład One Dire…
- Wystarczy, to nieistotne – przerwałam mu. To było do przewidzenia. No, bo przecież, przez kogo ta cała szopka? – Moja przyjaciółka jest ich menagerem, nasza znajomość to tylko efekt uboczny jej pracy.
- Nie powiedziałbym. Nie wiem, jak się nazywają ci chłopcy, ale jeden, ten w loczkach, to siedział tutaj cały czas. I nie wyglądał na „tylko znajomego”. Strasznie się przejmował. Widać było. Nie chciał stąd wychodzić. Ledwo go przegoniłem z sali.
Po co ja tego słuchałam? Przecież mogłam mu znowu przerwać. Nie miałam na to siły. Znowu rozbolał mnie brzuch. Lekarz musiał to zauważyć, bo powiedział tylko:
- Widzę, że jest pani zmęczona. Zmienię tylko kroplówkę, żołądek przestanie boleć. Proszę wypoczywać, już nie będę pani męczyć.
Dopiero teraz zauważyłam, że w mojej żyle tkwi
igła. Nic nie bolało.
Do mojej sali (leżałam na niej sama) weszła
pielęgniarka i podała mi nową kroplówkę. Ja sama po chwili zasnęłam…
*kilka godzin później*
Obudziłam się. Znowu. Czułam dziwne przygnębienie.
Czyżby depresja? Wszystko mnie bolało. Chwyciłam za telefon. Odblokowałam
klawiaturę i… zamarłam. Na mojej tapecie widniało zdjęcie moje i Harry’ego.
Zrobiliśmy je sobie na ognisku. Na tym samym, kiedy objawiliśmy naszym
przyjaciołom prawdę o naszym związku. Poczułam, że po moich policzkach spływa
coś ciepłego. Znowu płakałam. Nie miałam już siły. Łzy znowu zalewały mi twarz.
Weszłam w galerię zdjęć. Zaczęłam przeglądać
kolejne fotografie. Wszędzie byli oni. Harry, Niall, Louis, Liam, Zayn. Emily i
Trini. Najbliżsi. Przeglądałam wszystkie po kolei. Wspominałam. Czego ja to
zrobiłam? Dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się, jak bardzo ich zraniłam.
Swoją głupotą i egoizmem. Obiecałam sobie, że już nigdy tego nie zrobię. Nie
skrzywdzę ich. Wzięłam słuchawki i podpięłam je do komórki. Włączyłam sobie tą piosenkę (włącz, jeśli chcesz). Dalej przeglądałam zdjęcia.
Nagle uświadomiłam coś sobie. Przecież pomimo
tego, co mi zrobił, JA GO CIĄGLE KOCHAM. Nie umiem mu jeszcze wybaczyć, ale…
może kiedyś… Po prostu nie potrafię skreślić tego wszystkiego, co nas
połączyło, tak nagle i niespodziewanie. Płakałam coraz bardziej. Odłożyłam
telefon. Przeszłam się po korytarzu. Dziwna rozrywka, zwiedzanie oddziału. Po
jakimś czasie wróciłam na salę. Zobaczyłam, że otrzymałam wiadomość.
Trini:Zaraz u ciebie będziemy xx
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy, odkąd…
odzyskałam chociaż częściową świadomość. Boże, skoro nie chcesz mnie zabrać do
siebie, to chociaż spraw, żeby mi wybaczyły. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo je
skrzywdziłam. Nawet jeśli facet robi mi coś takiego, to przecież one są zawsze
przy mnie. Pieprzona egoistka ze mnie i tyle. Nigdy więcej.
- Czeeść! – moje kochane! Nawet teraz są takie… moje…- Przepraszam was, przepraszam… było mi tak bardzo źle, nie wiedziałam, co robić… Wybaczcie mi, proszę, bo oprócz was nie mam nikogo! Mam tylko was! – no i znowu się poryczałam. Przytuliły mnie. Poczułam się… bezpieczna… znowu… – Przysięgam, że już nigdy więcej tego nie zrobię, przysięgam, tylko mi wybaczcie!
- Przecież wiesz, że cię kochamy. Ale trzymamy cię za słowo! – Demi posłała mi ciepły uśmiech, jakby chciała powiedzieć „Nie przepraszaj, ale nigdy więcej nam tego nie rób”.
Siedziałyśmy tak przez chwilę przytulone w
milczeniu. Po chwili z powrotem usiadłam na łóżku, dziewczyny na krzesłach.
- A tak, to jak się czujesz? – zapytała Trini z troską w głosie.- Już jest ok, chyba… Moi rodzice wiedzą?
- Nie, nie zadzwoniłyśmy jeszcze do nich. – powiedziała Em.
- To tego nie róbcie, oni i tak mają ważniejsze sprawy na głowie. Proszę. – W końcu po co im to? Chyba mój los mało ich interesuje.
- Jak chcesz, to twoja sprawa, nic nam do tego – Tri jak zawsze ostro wyrażała swoje zdanie. Może i powinnam im powiedzieć, ale co im z tego przyjdzie? Jeszcze by musieli się do mnie pofatygować…
- A wy nie musicie iść do pracy? Nie chcę się was pozbywać, ale nie zawracajcie sobie mną głowy. Jestem już duża.
- Mamy teraz przerwę – no tak, mój geniusz mnie przeraża. One, odkąd pamiętam, cały czas mają przerwy o tej godzinie!
- No tak, racja. A co u was? Bo ciągle tylko o mnie…
- Wczoraj Em poznała chłopaków… – Tri mówiła z uśmiechem, ale przy końcówce jej głos nie był już taki pewny. Zerknęła tylko na mnie wzrokiem zbitego psa.
Nastała cisza. Znowu poczułam, że oczy mi się pocą.
- Przepraszam, nie chciałam… – zaczęła, ale ją powstrzymałam.
- Nie masz za co. Ma prawo ich znać, nie mogę jej tego zabronić. – znowu zrobiło się cicho. – I jak, fajni są? – z wysiłkiem uśmiechnęłam się do Em.
- Nnno, taak… nawet spoko… – zaczęła niepewnie. Do cholery, nie muszą przecież uważać na każde słowo! Jakoś dam sobie radę.
Przez chwilę tylko na siebie patrzyłyśmy. Lepiej, jeśli usłyszę to od nich.
- Oni tu byli, co nie? – patrzyłam na nie wzrokiem nie cierpiącym sprzeciwu.
- Tak… – zaczęła Em. – Zadzwoniłam do Harry’ego… uznałam, że powinien wiedzieć… byli tu wszyscy… on ciągle przy tobie siedział… on chyba… wie, że to przez niego… on chyba żałuje… – ciągnęła niepewnie. Nie mogłam mieć do niej żalu.
- Masz rację. Powinien widzieć. Dzięki.
Tri chciała chyba coś powiedzieć, bo już otworzyła usta, ale jej przerwałam.
- A wiecie, co jest najgorsze? Że pomimo tego, co mi zrobił, ciągle go kocham… nie umiem go przekreślić… ale nie wiem, czy będę umiała mu wybaczyć…
Nagle coś mnie drgnęło. Spojrzałam w stronę
szyby, przez którą było widać korytarz. Obok niej stały drzwi. Były otwarte, a
w nich stał… Harry. Z wielkim bukietem róż. Co ja miałam o tym myśleć? Przecież
wszystko słyszał! Słyszał moje wyznanie… Znowu zaczęłam płakać. Schowałam głowę
w poduszkę. Dziewczyny też spojrzały w stronę wyjścia. Zaniemówiły.
- Sorry, że teraz, ale przerwa nam się kończy, musimy lecieć… Pa! –
przytuliły mnie i wyszły.
Nie popatrzyłam na nie jak wychodziły. Nie
chciałam patrzeć w JEGO stronę. Odwróciłam się głową do ściany i cicho
płakałam. Usłyszałam kroki. Chłopak postawił kwiaty na mojej szafce. W całej
sali poczułam ich delikatną woń. Usiadł na krześle, naprzeciw mnie. Patrzył w
podłogę.
- Wiem, że zachowałem się, jak totalny debil… Stchórzyłem… Nie wiedziałem,
co robić… Skłamałem… Nie chciałem tego… Wiem, że możesz mi nigdy nie wybaczyć,
ale… Proszę cię, żebyś spróbowała… daj nam czas… szansę… nie skreślaj nas od
razu… Wiem, że na ciebie nie zasługuję… ale… Zrobię wszystko, żebyś mi
przebaczyła… Bez ciebie nie umiem żyć… Nie wiedziałem, że to się tak skończy…
Nigdy bym tego nie zrobił… Jesteś dla mnie wszystkim, rozumiesz? Nie wyobrażam
sobie, że cię tu nie ma… w moim życiu… Kocham cię i nigdy nie przestanę…
Nie parzyłam na niego, ale czułam na sobie jego
wzrok. Podniosłam głowę. Byłam cała czerwona i zalana łzami, za to jego lewy
policzek był dziwnie opuchnięty i przykryty warstwą pudru (jako modelka jestem
w stanie to stwierdzić). Po raz kolejny jego zielone spojrzenie przeszyło mnie
na wylot. Kochałam go. Teraz byłam tego pewna. Nie wiedziałam, co będzie z nami
dalej, ale na pewno nie umiem o nim zapomnieć. Jego dłoń zaczęła zbliżać się do
mojej twarzy. Miał takie chłodne, przyjemnie ręce… Zaczął ocierać mi łzy. Nieśmiało
się uśmiechnął. Tak, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy mnie pocałował… Nie
wiedziałam, czy mam coś powiedzieć, czy nie. Nie wiedziałam, co się może stać.
Wciąż na niego patrzyłam. Tęskniłam za nim, tęskniłam za jego ustami, za jego
czułością, za jego dłońmi… Pragnęłam go, ale wiedziałam, że teraz nie mogę…
- Wiesz, że cię kocham… słyszałeś to… ale ja… ja teraz nie mogę… potrzebuję
czasu… – ciągle płakałam, nie umiałam zapanować nad łzami.- Dam ci tyle czasu, ile będzie trzeba, na ciebie mogę czekać nawet wieczność! – nie wiedziałam, czy mam mu wierzyć, ale był… przekonujący…
- Wiesz, że też mi na tobie zależy, ale… ja muszę stanąć na nogi… nie chcę się śpieszyć… nie umiem…
- Wiem. Ale zrobię wszystko, żeby cię odzyskać. Powiem światu prawdę. O tobie. Muszę. – Spojrzał mi głęboko w oczy. Wiedziałam, że mówi prawdę. Coś kazało mi wierzyć w jego słowa. – I pamiętaj, będę o ciebie walczył.
Widziałam w jego oczach, co chce zrobić.
Przybliżył się do mnie. Też tego chciałam. Tam, w środku… Jednak odwróciłam
głowę. Nie… jeszcze za wcześnie…
- Kocham cię, Demi – wyszeptał mi do ucha. Moje ciało przeszedł dreszcz. – I
choćbym miał stać się nikim, to cię odzyskam. Przysięgam.
I wyszedł.
A ja zostałam sama. Z ogromnym bukietem róż.
Potem przyszła reszta bandu. Gadaliśmy, śmialiśmy
się. Przez chwilę byłam uśmiechnięta. Kochani chłopcy… Starałam się nie myśleć
o Harrym, jego wizycie i wyznaniu. Ale nie umiałam. Ciągle miałam go przed
oczami… Po jakiejś godzinie poszli, nie wiem po co. Nie pytałam. No, ale oni
też mają swoje życie…
Około godziny 20:00 zadzwoniła jeszcze Trini.
Była szczęśliwa. Słyszałam. Cieszyłam się razem z nią. Za tym MUSI stać Lou.
Tak podpowiadał mi mój instynkt, który, jak się okazało, i tym razem mnie nie
zawiódł. Cóż, przynajmniej dostałam kawę. Emily też dzwoniła.
Dopiero leżąc samotnie w łóżku uświadomiłam
sobie, jak wspaniałych mam przyjaciół. Niestety, dotarło również do mnie, że
właśnie teraz, kiedy ich tak bardzo potrzebuję, nie będą mogli być przy mnie.
Emily znowu wyjeżdża. Trini wyrusza (po raz pierwszy) jako menager 1D w ich
pierwszą wspólną trasę koncertową. Czyli zostanę sama. Znowu. JAK JA TO
WYTRZYMAM?!
To był trudny dzień. Ciężko się wraca do normy…
Perspektywa Trini:
Poczułam że coś smyra mnie po policzku.
Otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to piękne niebieskie tęczówki Louisa.
Trochę się speszyłam, poza tym przypomniałam sobie o wczorajszym. Zobaczyłam,
że ma nieco opuchniętą wargę. Było mi głupio.
- Cześć, Triii. Jak się spało?- usłyszałam.- Cześć Louu, co robisz w mojej sypialni ? – spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem.
- Po prostu chciałem zobaczyć, jak ci się spało – uśmiechnął się. A ja czułam, że chcę codziennie się przy nim budzić.
- Hmmmm… miło… - dałam mu buziaka w policzek.
W tym właśnie momencie do mojego pokoju wszedł
Niall. Zobaczyłam smutek w jego oczach. Bardzo go lubiłam, ale nie czułam do
niego tego, co Louisa. Chłopak chciał już wyjść, ale go powstrzymałam. Wszyscy
w trójkę usiedliśmy na łóżku. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w
samej bieliźnie. To była żenująca sytuacja. Jestem ich menagerką, nie powinni
oglądać mnie w samych majtkach. Jednak coraz mniej mi to przeszkadzało.
I zaczęliśmy rozmawiać. Tak, jak wtedy, gdy
siedzieliśmy na ognisku. Było naprawdę fajnie. Czułam się przy nich wolna.
Byłam sobą. Przez cały czas myślałam, że nikt mnie nie rozumie lepiej niż Demi
i Emily. Byłam też pewna, że nigdy się z nimi nie dogadam. Myliłam się. Co do
nich i co do mojego życia.
Chłopaki zaprosili mnie do kuchni. Tam czekało na
mnie pyszne śniadanie (naleśniki z syropem klonowym). Boże, ja ich chyba
adoptuję! Potem poszłam wziąć prysznic. Ubrałam legginsy w norweskie,
czarno-białe wzory, do tego czarną bluzkę z Michaelem Jacksonem, dżinsową
kurtkę nabijaną ćwiekami i czarne lity. Włosy rozpuściłam i lekko się
pomalowałam. Skorzystałam z okazji, że Louisa nie ma w pobliżu i wyciągnęłam
„awaryjną” paczkę fajek. Poszłam na balkon i zajarałam. Na szczęście nikt mnie
nie zobaczył.
Odwiozłam chłopaków do domu. Zapraszali mnie do
środka, ale nie mogłam. Miałam trochę roboty, a poza tym chciałam jeszcze wpaść
do Demi. Udałam się do pracy. Miałam mnóstwo papierkowej roboty związanej z
trasą. Nienawidzę tych wszystkich zezwoleń, umów i innych pierdół. Jak zwykle
wszystko musiałam zrobić sama. Całe szczęście, że przynajmniej ustaliliśmy już,
w jakich miastach wystąpimy. Chłopaki dadzą po dwa koncerty w każdym państwie.
Zgrają kolejno w: Lizbonie i Porto (Portugalia), Madrycie i Barcelonie
(Hiszpania), Paryżu i Marsylii (Francja), Zurychu i Bernie (Szwajcaria), Rzymie
i Mediolanie (Włochy), Atenach i Salonikach (Grecja), Wiedniu i Salzburgu
(Austria), Berlinie i Monachium (Niemcy), Warszawie i Krakowie (Polska),
Helsinkach i Oulu (Finlandia), Sztokholmie i Goteborgu (Szwecja), Oslo i Bergen
(Norwegia), Kopenhadze i Odense (Dania), Dublinie i Cork (Irlandia) oraz w
Londynie i Glasgow (Wielka Brytania).
Nadeszła godzina lunchu. Wymarzona przerwa.
Zadzwoniłam do Emily i razem pojechałyśmy do Demi. Dziewczyna odzyskała już
przytomność. Byłam na nią wściekła, ale przeprosiła nas. Obiecała, że nigdy
tego nie zrobi. Nie umiałam się na nią gniewać, przecież kocham ją jak siostrę.
Czułam się dziwnie, kiedy Demi mówiła o swoich uczuciach do Harry’ego, a
okazało się, że ten stał w drzwiach. Miałam ochotę zdeptać mu twarz.
Zauważyłam, że mina Em też nie wyraża zachwytu, więc poszłyśmy stamtąd.
Zostawiłyśmy ich samych, to ich sprawy, niech sami je rozwiązują.
Emily pojechała do domu albo do pracy, nie wiem.
Wróciłam do roboty, trochę jeszcze musiałam załatwić. Po jakimś czasie udało mi
się skończyć. Udałam się do domu, aby się odświeżyć i przebrać. Założyłam
dżinsy, do tego bluzkę z napisem „You only live once” (takim samym, jak mam
tatuaż, na nadgarstku) i trampki. Wsiadłam w auto i ruszyłam na miasto. Moim
celem była galeria i zakup nowych ubrań przed trasą. Udało mi się kupić parę
zajebistych rzeczy. Wychodząc z jednego ze sklepów natknęłam się na Danielle i
Cher Lloyd. Dziewczyny podeszły do mnie. Danielle przywitała się i przedstawiła
mnie swojej towarzyszce, po czym udałyśmy się na kawę. Było naprawdę fajnie,
siedziałyśmy tam jakąś godzinę. Cher to naprawdę fajna dziewczyna, miło się z
nią gadało. Wymieniłyśmy się numerami telefonów.
Wróciłam do domu. Ogarnęłam kuchnię; po śniadaniu
wyglądała jakby nawiedziło ją tornado. Wzięłam się za sprzątanie reszty domu.
Udało mi się uprzątnąć łazienkę, ale wchodząc do mojej sypialni z rezygnacją
stwierdziłam, że nie mam więcej siły. Podrzuciłam tylko w salonie i podlałam
kwiaty. Zadzwoniłam do Demi. Odebrała po drugim sygnale.
- Cześć, Demi, co u ciebie? – zapytałam, naprawdę się o nią martwię.- Hej, dzięki za troskę, ale od waszej wizyty niewiele się zmieniło – odpowiedziała, nawet trochę weselszym głosem. – A tobie jak minął dzień?
- Roboty od cholery, przez tą trasę mam mnóstwo papierków do przejrzenia. Ale już prawie skończyłam. – Chciałam zapytać ją, po co przylazł do niej Harry, ale nie bardzo wiedziałam, czy powinnam.
- Niech zgadnę, chcesz wiedzieć, co się działo po waszym wyjściu, co nie? – wow, jej intuicja momentami mnie przeraża, mam wrażenie, że ona wie wszystko.
- Fakt, chciałam się dowiedzieć, co ci niby miał do powiedzenia.
- No co… powiedział, że mu przykro, że się nie spodziewał, że to się tak skończy… – w tym momencie słyszałam, że głos jej drży, wiedziałam, że się rozkleja – … że mnie kocha… – tutaj usłyszałam wyraźnie, że płacze. Tak bardzo chciałam ją przytulić… – Przepraszam, ale to nie jest dobry temat na rozmowę telefoniczną. Jutro już wychodzę. Zadzwonię do ciebie, może gdzieś wyskoczymy.
- Dobra, spoko, dzwoń. Przepraszam, że cię o to spytałam. Nie chciałam…
- Jest okej, nie możecie z mojego powodu uważać na każde słowo. Tak, to trudne ale dam radę. Dwa razy już mi się udało, teraz też stanę na nogi. Tylko nie wiem, kiedy…
- O której wychodzisz ze szpitala? Wpadnę po ciebie – zaoferowałam.
- No, ale twoja praca…
- O to się nie martw, nie mam szefa, nic się nie stanie – przerwałam jej w pół słowa. Jest moją siostrzyczką, chociaż tyle mogę dla niej zrobić. – To o której mam być? Od razu wezmę ci rzeczy.
- Dzięki, bądź o 11:00, jak możesz.
- Będę punktualnie – uśmiechnęłam się do słuchawki.
- A co u ciebie? Jak tam ci się z Louisem układa? – słyszałam, że się śmieje. Nie przeszkadzało mi to.
- Wiesz, powiedziałabym ci co nieco, ale lepiej, jak ci to powiem osobiście – nie wiem, czy powinnam, ona jest tak ciekawska, że pewnie już coś podejrzewa, a poza tym w nocy nawet nie zaśnie.
- Wiesz, że nie wytrzymam – śmiała się. Przynamniej tyle.
- Dasz radę, silna babka z ciebie – w tej chwili zobaczyłam, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. – Dobra, ja będę kończyć. Ktoś się do mnie dobija – zaśmiałam się.
- Hahahaha, to pewnie Lou. Nie będę wam przeszkadzać – rżała jak koń, nie umiała się opanować. Ja z resztą też.
- Hahaha, bardzo śmieszne.
- Ale jak to on, to wisisz mi przynajmniej porządną kawę!
- Dobra, dobra, jak to on, to będzie kawa. To ja już kończę. Papa.
- Pa! – ona ciągle się śmiała!
Zobaczyłam, kto się do mnie dobijał. Był to… Lou.
No nic, Demi właśnie wygrała kawę. Jeszcze trochę, to przez to jej jasnowidztwo
zwariuję! Odczekałam chwilę, aż sam zadzwoni. Nie musiałam długo czekać. Po
krótkiej chwili telefon zaczął wibrować.
- A ty z kim tak gadasz? Zazdrosny jestem! – słyszałam, że mu się japa
cieszy.- Nie masz o kogo, gadałam z Demi. Jutro wychodzi, pojadę po nią.
- O której? Zabiorę się z tobą. Oczywiście, jeśli mogę.
- Hahaha, zastanowię się jeszcze – on był taki słodki – A tak w ogóle, to po co do mnie dzwonisz?
- Chciałem cię zapytać, czy masz jakieś plany na wieczór?
- Nooo, nie mam. A co, nudzi ci się? – zaczęłam się śmiać.
- Po prostu pomyślałem, że mógłbym wpaść do ciebie i urządzilibyśmy sobie maraton filmowy. Co ty na to?
- Świetny pomysł, tylko ja nie mam żadnych filmów. Weź coś, jak możesz, okej?
- Właśnie jestem w wypożyczalni. Wezmę kilka, potem się wybierze.
- To ja na ciebie czekam. Pa!
- Do zobaczenia!
Udałam się do pokoju. Zmieniłam dżinsy na wygodne
dresy. Wzięłam telefon. Wysłałam Demi wiadomość.
Do: DemiNo dobra, cwaniaku, masz u mnie pyszne latte! xx
Podłączyłam DVD do telewizora i poszłam do sklepu
po popcorn. Kiedy wróciłam, Lou czekał już przed drzwiami.
- Hej, długo czekasz? – przywitałam się i dałam mu buziaka w policzek.
Wydawał się być zachwycony.- Nie, dopiero przyjechałem.
- Ej, co tu robi ten kocyk? – zaśmiałam się. Chłopak miał w rękach pluszowy, niebieski koc.
- Śmiej się, śmiej, ale ja się bez niego nigdzie nie ruszam. – Co jak co, ale minę miał poważną.
- Wprowadzasz się do mnie, czy co?
- Pewnie! A mogę? – wypalił z iskierkami w oczach. Nie rozumie mojego sarkazmu. Biedak.
- Taa, pewnie! Już czy zaraz? Wchodź – ze śmiechem otworzyłam drzwi i weszliśmy do domu. – Jak warga? – spytałam z troską, patrząc na jego (jakże cudowne) usta.
- Jest ok, ciągle się trzyma – zaśmiał się. A ja drżałam na sam dźwięk jego głosu. Położył na stole kilka płyt.
- Wybierz coś, tylko pójdę umyć ręce – i skierował się w stronę łazienki.
Nie wiem, czy próbuje mi się przypodobać czy co,
ale wziął chyba same komedie romantyczne. Mimo to zdołałam znaleźć jeden
horror. „Krwawe walentynki”. Uwielbiam straszne filmy, nie wiem, jak on. Ale,
skoro dał mi możliwość wyboru…
- To co wybrałaś? – cały w skowronkach wpadł do salonu. Kiedy zobaczył
okładkę płyty, mina mu zrzedła. Chyba nie lubi takich filmów.- Co, nie podoba ci się? – uśmiechnęłam się szyderczo. – Będzie taaaaaak romantycznie… to jest o walentynkach, co nie? – zaczęłam się z nim przedrzeźniać.
Patrzył na mnie jak na muzealny eksponat. Chyba nie ogarniał, co do niego mówiłam.
- Nnnooo… niech będzie… – widziałam, że powiedzenie tego sprawiło mu sporo trudu.
- Okej, to ja tylko zrobię popcorn. Włączysz? – posłałam mu słodki uśmieszek.
Poszłam do kuchni, uruchomiłam mikrofalówkę i
włożyłam do niej kukurydzę. Po chwili miałam już gotową przekąskę.
- To co, gotowy na seans? – usiadłam koło niego. Maiłam wrażenie, że tego mu
było trzeba.
Na początku Lou chyba starał się być twardy, ale
widziałam, jak nerwowo ściska w rękach ten kocyk. Ja prawie cały czas się
śmiałam. Oglądałam ten film, nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Poszłam
dorobić popcorn. Kiedy mikrofalówka skończyła pracować, głośno zapiszczała. Do
tego w filmie musiał być jakiś „straszny” moment, bo nagle usłyszałam
przeraźliwy krzyk chłopaka. Tylko się zaśmiałam. Potem już było tylko gorzej.
Co chwila musiałam słuchać jego pisków. To chyba kara za moją złośliwość.
W pewnym momencie Lou wrzasnął (znowu) i rzucił
się na mnie. Ścisnął mnie tak, że ledwo oddychałam. Przejechałam ręką po jego
głowie. Miał takie cudowne, miękkie włosy. Objęłam go, ciągle głaszcząc po
czaszce. Chyba poczuł się trochę pewniej, bo przynajmniej przestał się
wydzierać. Teraz tylko się do mnie przytulał, a raczej wgniatał. Ale co tam,
przeżyłam, a nawet było dość przyjemnie.
Kiedy film się skończył zaproponowałam, żeby
wybrał jakiś inny. Wziął komedię. Uśmiałam się do łez, chociaż nawet nie
pamiętam tytułu. Potem był następny film. I kolejny…
Perspektywa Emily:
Zbudziłam się około godziny 8:00. Poleżałam
jeszcze chwilkę, ale stwierdziłam, że trzeba już powoli wstawać. Leniwie i od
niechcenie podniosłam się z łóżka i podreptałam do kuchni gdzie wręcz przeraził
mnie widok niemałej sterty niepozmywanych naczyń w zlewie… tak to już jest jak
uwielbia się gotować, a nie znosi zmywać. Wzięłam się do roboty (na czymś
trzeba przecież jeść), ale okazało się, że nie było tak źle jak sądziłam.
Zjadłam jogurt i poszłam się ogarnąć. Jak zwykle
stałam godzinę przed lustrem i bezmyślnie gapiłam się w swoje odbicie. Po
jakimś czasie się jednak odfazowałam i zrobiłam make-up. Cienie pocieniowałam
od bardzo jasnego do ciemnego, kocie kreski i czarne usta. Przemknęło mi przez
myśl, że dobrze, że mam bladą skórę… nie muszę się tapetować. Włosy
potraktowałam karbownicą. Po skończeniu podążyłam w stronę szafy otworzyłam ją
i… po długim wpatrywaniu się w jej zawartość wybrałam rurki w pionowe pasy,
czarną asymetryczną bluzkę i wysokie czarne koturny (13cm). Gdy już skończyłam
z niemałą satysfakcją stwierdziłam, że ma jeszcze chwilkę czasu, którą
postanowiłam przeznaczyć na pomalowanie paznokci… koniecznie na przemian czarne
i białe! W końcu projektantka musi się wyróżniać. A propo wyróżniania!
Wypadałoby zmienić jeszcze tunele… jeden czarny, a jeden biały. Dzisiaj miałam
tylko jechać w odwiedziny do Demi, zrobić zapasy słodyczy i chyba tyle.
Wzięłam telefon, klucze i dokumenty, i pojechałam
do Trini, po czym obie ruszyłyśmy do szpitala. Pech chciał, że jak zaczęła
mówić o Harry’m okazało się, że stoi on właśnie w drzwiach i się nam
przysłuchuje. Wtedy naszła mnie dzika chcica, żeby mu jeszcze raz przyjebać.
Dźgnęłam Trii w bok i posłałam jej porozumiewawcze spojrzenie. Powiedziałyśmy,
że musimy już jechać. Przyjaciółka pojechała do pracy, a ja do domu.
Pomyślałam o moim kolejnym pokazie i… CHOLERA!
Przecież ja mam jeszcze dzisiaj spotkanie ze sponsorem! Dodałam gazu i po
chwili byłam już w domu. Wzięłam potrzebne dokumenty i materiały, i pojechałam
w umówione miejsce. Przy „dobrej” prędkości dotarłam tam w miarę szybko. Zeszło
mi chyba ze dwie godziny, a i tak nic nowego się nie dowiedziałam. Mam dostać maila
z terminami i miejscami pokazów. Gdy dotarłam go domu wzięłam prysznic, ubrałam
luźną, ciemnofioletową piżamę i poszłam czytać książkę, ale niestety nie do
końca mi to wychodziło.
Usłyszałam wibracje telefonu, ale zanim bo niego
dobiegłam przestał dzwonić. Tym razem wzięłam go ze sobą i z niedowierzaniem
spostrzegłam, że nieodebranych połączeń mam więcej niż jedno. Wszystkie były od
tego mulata hmm… Zayna. Stwierdziłam, że jeśli to coś pilnego to zadzwoni
jeszcze raz. Nie myliłam się, a ponieważ telefon miałam pod ręką odebrałam
niemal natychmiast.
- Cześć Emily - usłyszałam – masz chwilkę?- Cześć Zayn - chwilę się zastanawiałam co odpowiedzieć – moożee… a o co chodzi?
- Bo widzisz.. może wpadłabyś dzisiaj do nas?
Jakoś niespecjalnie chciało mi cię dzisiaj
gdziekolwiek wychodzić. Tylko jak mu to powiedzieć...
- Wieszz… jakoś nie mam dzisiaj ochoty na spotkania, trochę źle się czuję, a
poza tym mam sporo pracy. Może innym razem.- Dobrze. Więc do zobaczenia.
- Paa…- odpowiedziałam, bo nic innego nie mogłam już wymyślić.
Odpaliłam komputer w celu sprawdzenia poczty i
przypomniałam sobie o tym, że muszę dodać jeszcze zdjęcia na fotobloga. Całe
szczęście, że pod domem Trii kazałam sobie zrobić zdjęcie, bo ludzie by mnie oskalpowali
gdybym nic dzisiaj nie dodała. Z zadowoleniem również zauważyłam, że przyszły
arkusze od sponsora.
Otworzyłam je i… okazało się, że to sesje w
Hiszpanii i Portugalii! Dosłownie odpierdoliła mi głupawka. Gdy doczytałam
jeszcze gdzie konkretnie będę to już całkiem i odjebało. Barcelona, Madryt,
Walencja, Lizbona Porto i co mnie zaskoczyło, ale równocześnie ucieszyło jeden
pokaz we Francji w Bordeaux. Miasto od którego pochodzi moje ulubione wino
Bordo. Pokazy zaczynają się w przyszłym tygodniu więc mam niewiele czasu.
Od razu zadzwoniłam do Dem. Odebrała po drugim
sygnale:
- Cześć kochana! - niemal krzyknęłam.- Cz-cześć- powiedziała trochę niepewnie.
- Nie uwierzysz co się stało!
- Nawet nie domyślam się co mogło wywołać u ciebie aż taki atak szczęścia ponuraku - usłyszałam.
- To zaraz cię jasnowidzu oświecę! - odparłam.
- Więc??
- Więc jadę na pokazy do Hiszpanii i Portugalii!- powiedziałam o mało co nie zgniatając przy tym słuchawki- i jeszcze jeden we Francji w Bordeaux, a wiesz jak działa na mnie ta nazwa!
- Gratuluję - odparła bez entuzjazmu w głosie - ale wieszz muszę kończyć. Za chwilę przyjdzie do mnie lekarz na obchód i nie mogą za bardzo rozmawiać.
- To szkodaa, ale skoro musisz. To paaa!
- Papa kochana. I jeszcze jedno.
- Taak??
- Jutro wychodzę!
- W takim razie do jutra!
Trii postanowiłam powiedzieć o tym osobiście, Ale
jutro, bo dzisiaj nie miałam już siły.
Było już dosyć późno, ale aż tak zmęczona nie
byłam. Zaparzyłam sobie wieelkii kubek gorącej herbaty, wzięłam czekoladę i
książkę i poczłapałam do sypialni w celu ponowienie próby czytania. Tym razem
się udało. Po jakichś dwóch godzinach opychania się czekoladą i dużą ilością
herbaty przy lekturze poczułam, że zaczynam odpływać. Zgasiłam więc światło i
położyłam się spać...
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Przepraszamy że musieliście tak długo czekać na ten rozdział ale w końcu jest :)
Dziękujemy za ponad 2000 wejść! I za wszystkie komentarze! Jesteście niesamowici ♥
Jak myślicie co będzie z Demi i Harrym ? Czy Demi mu wybaczy ? Co wyniknie z relacji między Trini a Lou ? Czy dziewczyna jednak da mu szanse ? I jak potoczą się losy Emily i Zayna ? Opinie wyrażajcie w komentarzach :) Kochamy was ♥ !
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ♥♥♥♥
Mam nadzieję że Demi już nie bd chciała ze sobą skończyć. Wasz blog jest wspaniały :D Czekam na nn. Zapraszam do sb http://be-wild-have-fun.blogspot.com/ Pozdrawiam *-*
OdpowiedzUsuńNie ogarniam w końcu, wy piszecie we dwie, czy w jedną? XD #sorry,
OdpowiedzUsuńtak więc będę pisała to ciebie w liczbie pojedynczej. :dd
Ten blog jest... Naprawdę niesamowity... Twój styl.. Kurde, trudno mi to opisać. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego masz tak mało wejść. Promuj tego bloga, wszędzie, gdzie się tylko da. Naprawdę. Dużo zyskasz, ponieważ masz wielki talent. Uwierz mi, przejrzałam w swoim życiu naprawdę wiele blogów, ale na twój powracam z wielką chęcią. <3
Ps. Mam nadzieję, że Demi... Więcej nie wpadnie na takie pomysły... #dreszczykemocji XD
Ps2. Wyłącz weryfikację obrazkową, tak dużo lepiej dodaje się komentarze. ;)
pozdrawiam, zapraszam również do mnie. <3 Xx
wersonowo.blogspot.com
BOSKI <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM ! <3 CZEKAM NA NASTĘPNY :)
Uwielbiam perspektywę Trini w tym rozdziale <3 Świetny moment, czytałam z zapartym tchem. Uwielbiam tę parę najbardziej.
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję Demi, wiem, co czuje, ale uważam, że posunęła się zbyt daleko, łykając te tabletki. Mam nadzieję, że zrozumieją się z Harrym.
Dziękuję za info, jak zwykle świetnie mi sie czytało.
W międzyczasie zapraszam do mnie, http://unmissable-kiss.blogspot.com/ Jutro dodam nowy rozdział, jeśli się wyrobię :D
Hej! :)
OdpowiedzUsuńNa bloga wpadłam przez przypadek, no ale taka miła ja postanowiłam przeczytać haha:D
Muszę przyznać że bardzo mnie zaciekawiłaś tym opowiadaniem:)
Piszesz bardzo ładnie. Tekst jest estetycznie pisany, a czyta się go bardzo lekko i miło♥
Nie mogłam oderwać się od czytania:) A tu tylko 8 rozdziałów:(
Oj:( Nie wiem czemu Demi postawiła na tak 'drastyczny' krok:( Mam nadzieję że to już się nie powtórzy♥
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! :D Mam nadzieję że się szybko pojawi *,*
Chciałam cie także zaprosic do mnie;
http://hello-in-my-world.blogspot.com/
Mam nadzieję że wpadniesz i ocenisz moje opowiadanie:)
A może nawet zaobserwujesz♥ Odwdzieczam się:)
Całuję! ;x
Super blog . Wejdz na moj http://i-wanna-kiss-u.blogspot.com/ albo na http://already-end.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCześć! Wasz blog został nominowany do Liebster Award! Zapraszamy tutaj: http://is-it-all-a-dream.blogspot.com/p/liebster-award.html :) Xx
OdpowiedzUsuńbtw, zajebisty rozdział. Przepraszam, że nie skomentuję go dłużej, ale jakoś tak nie wiem, co napisać. Cholernie mi się podoba i chciałabym więcej! <3
~ alex
Wspanialy !! :) dzisiaj odkrylam ten blog poprzez twittera. Przeczytalam od poczatku i stwierdzam, ze jest zajebisty ! ^^ nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. Niech Demi wybaczy Harremu :) jejkaa, ale supeer :)
OdpowiedzUsuń