Perspektywa Emily:
Nadszedł kolejny dzień. Niestety,
dzisiaj koniec opieprzania… czas ostro wziąć się do roboty, bo inaczej mnie
powieszą!
Dzisiaj Demi wychodzi ze
szpitala, a ja nawet nie mogę się z nią zobaczyć, miałam jechać do Trini i też
nic z tego nie wyjdzie. No nic, będę musiała zadzwonić, ale nie teraz.
Zeszłam do kuchni i stwierdziłam,
że nic się w niej od ostatniego wieczoru nie zmieniło więc poczłapałam do
łazienki. Spędziłam w niej nie mniej czasu niż zwykle, ale cóż… taka już jestem
i nic na to nie poradzę. Wzięłam zimny prysznic i poszłam się ubrać. Nie
malowałam się, bo po co skoro i tak nigdzie nie wychodzę, a jak ktoś postanowi
do mnie wpaść na chwilkę to może na zawał nie padnie. Włożyłam na siebie luźne,
czarne dresy i bokserkę tego samego koloru.
Wzięłam laptopa i poszłam do
sypialni pracować. Usiadłam na swoim wygodnym łóżku i wzięłam się do roboty.
Nie ma to jak kilka dni przed wyjazdem kończyć projekty graficzne, ale grunt,
że na papierze w miarę szybko naszkicowałam. Po dwóch godzinach mozolnego
„dziobania” w Photoshopie postanowiłam zadzwonić do Trii i poinformować ją o
tym, że wyjeżdżam. Odebrała w miarę szybko.
- Cześć Triiiiii! – wykrzyknęłam
- Cześć chuju, a coś ty dzisiaj taka miła jak nigdy?
- Człowiek chociaż raz chce być miły to jeszcze zjebę dostanie…
- Więc mów co cię tak uszczęśliwiło?
- Ty to masz nosa! Więc jadę na pokazy do Hiszpanii i Portugalii i… do Bordeaux we Włoszech!!
- Coś ty! My mamy tam koncerty!
- To pewnie się rozminiemy. To ja ci już nie zawracam głowy. Pewnie masz dużo roboty. I pozdrów ode mnie Demi bo pewnie już u niej jesteś.
- Dobraa, to pa.
- Paaaaa…
- Cześć Triiiiii! – wykrzyknęłam
- Cześć chuju, a coś ty dzisiaj taka miła jak nigdy?
- Człowiek chociaż raz chce być miły to jeszcze zjebę dostanie…
- Więc mów co cię tak uszczęśliwiło?
- Ty to masz nosa! Więc jadę na pokazy do Hiszpanii i Portugalii i… do Bordeaux we Włoszech!!
- Coś ty! My mamy tam koncerty!
- To pewnie się rozminiemy. To ja ci już nie zawracam głowy. Pewnie masz dużo roboty. I pozdrów ode mnie Demi bo pewnie już u niej jesteś.
- Dobraa, to pa.
- Paaaaa…
Teraz miałam ochotę na dłuższą
przerwę więc udałam się do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Na powrót do pracy
zaopatrzyłam się w dwie duuużee tabliczki czekolady, ciastka i cały dzbanek
gorącej herbaty. Wyszykowałam się jak na długą podróż, ale nie miałam ochoty
kilka razy wracać, bo coś mi się skończyło.
Położyłam koło siebie telefon z
nadzieją, że nikt nie zadzwoni. Nic bardziej mylnego… no jakby się wszyscy
zmówili! Najpierw sponsor spytać jak przygotowania do wyjazdu, później znajoma
z prośbą o kilka projektów… na szczęście udało mi się ją w miarę szybko zbyć,
projektami zajmę się kiedy indziej, chociaż to dla mnie chwilka. I przez chwilę
miałam spokój.
No właśnie chwilę, bo taka chwila
nie może przecież trwać wiecznie. Zawsze się znajdzie ktoś, kto to zmieni. Tym
razem był to ten mulat… Zayn. Kiedy ja w końcu zapamiętam to imię? Swoją drogą
był on nadzwyczaj upierdliwy! Ale cóż trzeba kiedyś odebrać.
- Cześć ślicznotko! Co u ciebie słychać? – ślicznotko ?! A temu co dzisiaj bije? Ale użyję jego taktyki…
- Heej przystojniaku! U mnie wszystko w najlepszym porządku, czuję się świetnie i pewnie bym z tobą trochę dłużej pogadała, ale mam mnóstwo roboty. A poza tym, słyszałam, że dzisiaj wyruszacie w trasę koncertową, więc raczej powinieneś się szykować…
- No alee…
- Nie ma żadnego ale. Próbuj innym razem. Może kiedyś ci się uda trafić na dłuższą pogawędkę, jak będę miała czas.
- Cześć ślicznotko! Co u ciebie słychać? – ślicznotko ?! A temu co dzisiaj bije? Ale użyję jego taktyki…
- Heej przystojniaku! U mnie wszystko w najlepszym porządku, czuję się świetnie i pewnie bym z tobą trochę dłużej pogadała, ale mam mnóstwo roboty. A poza tym, słyszałam, że dzisiaj wyruszacie w trasę koncertową, więc raczej powinieneś się szykować…
- No alee…
- Nie ma żadnego ale. Próbuj innym razem. Może kiedyś ci się uda trafić na dłuższą pogawędkę, jak będę miała czas.
- To ja ci już w takim razie nie będę zawracał głowy…-
powiedział to takim głosem, że aż mi się zrobiło tak „dziwnie”
- Dobry pomysł… przynajmniej w tym momencie – trochę chamsko, ale jakoś go spławić musiałam.
- Dobrze. To do… kiedyś – gdzie ta jego słynna pewność siebie?
- Do zobaczenia – powiedziałam i się rozłączyłam.
- Dobry pomysł… przynajmniej w tym momencie – trochę chamsko, ale jakoś go spławić musiałam.
- Dobrze. To do… kiedyś – gdzie ta jego słynna pewność siebie?
- Do zobaczenia – powiedziałam i się rozłączyłam.
Resztę dnia spędziłam przed
komputerem robiąc korekty projektów i odpisując na wiadomości od sponsorów.
Około godziny 23:30 byłam już tak
padnięta, że nie myślałam już o niczym innym tylko o spaniu. Poszłam do
łazienki i sporządziłam sobie aromatyczną, odprężającą kąpiel.
O północy zaczęłam namiętny
romans z łóżkiem…
Perspektywa Trini:
Obudziłam
się z potwornym bólem karku. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Byłam,
oczywiście, w moim salonie. Wszędzie w okolicy sofy, na której siedziałam,
walał się popcorn, telewizor był w stanie czuwania, a na moich kolanach leżał…
Louis. Przykryty tym swoim kocykiem. „Kolejny raz budzę się przy nim…”
przebiegło mi przez myśl. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, czy mam wstać i go
zbudzić, czy może lepiej siedzieć i dać mu jeszcze pospać. Tak słodko wyglądał,
jak spał…
Spojrzałam na zegarek, który
wskazywał 10:00… O KURWA, KTÓRĄ?! Zrzuciłam chłopaka z kolan, budząc go w dość
brutalny sposób. Lou podniósł się z ziemi i zaczął jęczeć.
- Eeej, co jest? – spytał z wyrzutem.
- Jest dziesiąta! DZIESIĄTA!!! Musimy za godzinę być w
szpitalu!
- W szpitalu…? Ale po co? – chyba jeszcze spał, bo nic nie
ogarniał.
- Demi wychodzi! Mamy ją odebrać o jedenastej! – darłam się
na niego jak pomylona, latając w międzyczasie po całym domu jak opętana.
- O cholera, fakt! – dopiero, jak zaczęłam się drzeć,
załapał o co mi chodzi.
- Lecę do łazienki! – i już mnie nie widział.
Wzięłam
NAPRAWDĘ ekspresowy prysznic, po czym założyłam czarne rurki, szary T-shirt z
czaszką, dżinsową kurtkę i czarne lity z ćwiekami. Włosy zaplotłam w warkocz.
Kiedy wbiegłam do salonu, Lou był już względnie ogarnięty. Wskoczyliśmy do auta
i ruszyliśmy w kierunku szpitala. Wstąpiliśmy tylko po drodze do domu Demi po
jej rzeczy. Spakowałam jej beżowe rurki, luźną, brzoskwiniową koszulę i brązowe
baleriny.
Po jakiś 5 minutach byliśmy już
na miejscu. Ku mojemu zdziwieniu, pod szpitalem stał Hazza; wyglądał na
zdenerwowanego. Po chwili przyjechała reszta. Wszyscy spotkaliśmy się przed
głównym wejściem. Niall przywitał mnie buziakiem w policzek. Mina Louisa
natychmiast wyraziła jego niezadowolenie. Chwilę pogadaliśmy, po czym weszliśmy
do szpitala. Tylko Harry się nie odzywał, jego twarz wskazywała skupienie.
Pociągnęłam go za rękę. Chłopak tylko się do mnie uśmiechnął. Demi czekała w
swojej sali.
Przywitaliśmy się, po czym dałam
jej torbę z jej rzeczami. Dziewczyna się przebrała, po czym wzięła wypis. W
międzyczasie zadzwoniła Emily i poinformowała mnie o jej braku możliwości
dotyczących przyjazdu do szpitala. Poza tym pochwaliła się swoim wyjazdem. Cóż,
jadę w te same miejsca, ale znając nasze szczęście, miniemy się. Wreszcie
przyszła Demi. Zapakowaliśmy ją do samochodu i pojechaliśmy do niej. Na
szczęście, zdążyłam poprosić jej sąsiadkę, panią Harrison, żeby posprzątała u
niej w domu, więc nie przywitał jej widok wypalonych świec i pustej butelki po
winie. Usiedliśmy chwilę w salonie. Niestety, nie mogliśmy zostać długo, bo już
dzisiaj w nocy wyruszamy do Portugalii.
Czułam się winna, że teraz, kiedy
Demi tak bardzo mnie potrzebuje, muszę ją zostawić. Ale taka praca, nic nie
poradzę. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do willi chłopaków. Musiałam z nimi
obgadać ostatnie poprawki i omówić szczegóły.
Na początku było normalnie, ale
ile oni są w stanie wytrzymać w spokoju… Zaczęli się wydurniać, no i biznesową
pogawędkę szlag trafił. Horan wpieprzał żelki (nie wiem, ile paczek zdołał w
siebie wciągnąć), Zayn latał za Liamem z łyżką, a Lou, jak to miał w zwyczaju,
z marchewką w gębie ciągle się na mnie gapił. O dziwo, tym razem Harry był
spokojny. Siedział z telefonem w ręce, i nie wiem czy coś oglądał, ale łapał
ostre fazy. Usiadłam koło niego.
- Co robisz? – zapytałam. Naprawdę chciałam go nieco ożywić,
chociaż wciąż miałam ochotę go zdeptać.
- Nie twoja sprawa – warknął. Miał dość groźny głos, ale
miałam wrażenie, że zaraz się rozwyje.
- Nie to nie, po prostu chciałam powiedzieć ci coś, co
powinieneś wiedzieć o Demi.
I wkurzona wyszłam na balkon.
Nie będę mu robić łaski. Nie
chciał że mną rozmawiać, to nie, nie będę go zmuszać. Wyciągnęłam papierosa i
zapaliłam. Nie wiem czemu, ale poczułam się winna. „Lou tego nie lubi…”
Usłyszałam kroki. Odwróciłam się.
- Ooo, jednak się namyśliłeś? – rzuciłam złośliwie do
Loczka.
- Przepraszam, po prostu przez to wszystko nie jestem sobą…
O czym chciałaś mi powiedzieć? – on naprawdę zaraz zacznie płakać!
Nie miałam ochoty z nim gadać, no, ale jak już zaczęłam…
- Po prostu chcę, żebyś wiedział, dlaczego ona tak zareagowała.
– opowiedziałam mu historię Demi. O jej rodzicach, Billu, i Williamie. Słuchał
z uwagą. Na końcu zaczął przeraźliwie płakać. Co miałam zrobić, przytuliłam go.
Siedzieliśmy tak przez chwilę.
Nagle chłopak wstał i powiedział:
- Ja muszę z nią pogadać…
- Lepiej nie… jeszcze nie teraz. Ona musi to wszystko jakoś
przetrawić… a poza tym… Rusz dupę i się pakuj, za 4 godziny mamy odlot! –
posłałam mu w miarę sympatyczny uśmiech. Chyba się trochę wyluzował i uspokoił.
- Chyba masz rację… - i poszedł do chłopaków.
Wzięłam
jeszcze jedną fajkę. Pożegnałam się z chłopakami, po czym ruszyłam do domu.
Wzięłam kąpiel i przebrałam się w czerwone rurki, T-shirt z Bobem Marley’em, do
tego czarna marynarka i trampki. Czas mijał szybo, a ja musiałam jeszcze się
spakować! Otworzyłam szafę i zaczęłam zastanawiać się, co wziąć. Do walizki
zaczęłam wrzucać kolejne rzeczy. Spakowałam dwie, a trzecią zostawiłam
praktycznie pustą; znając życie, nakupię jak głupia. Schowałam resztę
potrzebnych dokumentów. Kiedy udało mi się to wszystko upchnąć, rozsiadłam się
w kuchni, wyjęłam laptopa i weszłam na Twittera. Przeglądnęłam interakcje.
Doszło mi kilku obserwatorów, spoko. Podzieliłam się ze światem moimi myślami.
@trinifray : Trasa z
1D. Start! xoxo
Mój telefon
zaczął wibrować. Demi dzwoniła. Od razu odebrałam.
- Hej, jak tam przygotowania? – zapytała.
- Hej! Dobrze, już prawie skończyłam. A co u ciebie? –
miałam wrażenie, że czuje się lepiej, ale wciąż jest przygnębiona.
- Okej, tylko mi smutno, że zostanę sama. Ale dam radę. Postanowiłam
zrobić w swoim życiu małą rewolucję. Trochę pozmieniam.
- Tylko nie przesadź! Chcę cię poznać, jak wrócę! –
zaśmiałam się.
- Poznasz, poznasz, aż tak nie powinnam zaszaleć – pierwszy
raz od dawna usłyszałam jej śmiech. Szczery.
- Mam nadzieję! – poczułam się lepiej. Naprawdę się śmiała.
To był dobry znak.
- Jak myślisz, na jaki kolor mam się przefarbować?
- Byle nie na czerwono! To mój kolor!
- Okeej, to będzie na krwisto! – zaśmiała się. Po raz
kolejny.
- Hahaha, jasne!
- Dobra, ja kończę, nie będę ci przeszkadzać. Miłego lotu!
- Dzięki, kochana, pa!
Schowałam mojego lapka (dzięki wyznaniu o trasie moje
interakcje oszalały!), zadzwoniłam po taksówkę i zabrałam wszystkie bagaże. Po
jakiś 5 minutach przybył mój środek transportu. Podjechałam pod dom chłopaków.
Stamtąd zabraliśmy się busem. Chwała Bogu, byli ogarnięci. Wreszcie dotarliśmy
na miejsce.
Lotnisko Heathrow. Najpierw
wszystko było okej, ale chłopakom, jak zwykle, zaczęło odpierdalać. Zaczęli za
sobą latać jak psy w marcu. Na najlepszy pomysł wpadł oczywiście Lou. Wskoczył
na taśmę bagażową i zaczął śpiewać. Nie no, teraz przegięli. Jeszcze jak na
złość wszędzie czaili się paparazzi. Ściągnęłam pasiastego z taśmy i zaczęłam
się na niego drzeć.
- Do reszty cię pojebało?! Co ty robisz, zjebie?!
Oczywiście moje wrzaski
uwieczniali kolejni fotoreporterzy. No tak, na pierwszych stronach gazet
jeszcze mnie nie było. Na Louisie nie zrobiło to większego wrażenia. Co lepsze,
przytulił się do mnie i zaczął mi się drzeć do ucha. Miałam ochotę go spoliczkować,
ale ostatkiem sił się powstrzymałam. Wkurzona odwróciłam się na pięcie i
wrzasnęłam:
- Jak za pięć minut nie zobaczę was przy bramce, lecę bez
was!
Nagle zerwali się wszyscy i już
po chwili szli koło mnie. Lou dostał w łeb od Liama.
- I co, dalej będziesz się wydurniać? Weź, chociaż na chwilę
się ogarnij! Dorośnij!
Louis chyba chciał mnie przeprosić, ale wybrał najgorszą
opcje z możliwych. Nagle rzucił się przede mną na kolana i zaczął się drzeć.
- Trini, wybacz mi! To się nie powtórzy!
A ja jak słup soli rozglądałam się i obserwowałam, kto widzi
ta szopkę. Okazało się, że dość pokaźna ilość ludzi.
Dookoła słyszałam szepty i
śmiechy. Kto tylko mógł, robił nam zdjęcia. Jak zajebiście. Co mogłam zrobić,
zostawiłam go i poszłam w kierunku bramek. Za plecami usłyszałam jakby głos
Zayna: „Zjebałeś to, chłopie”. Tylko się zaśmiałam.
Ulgę poczułam dopiero, jak
usiadłam na swoje miejsce w samolocie. Fajnie, że mamy ten samolot tylko dla
siebie. Koło mnie usiadł Nialler. Przed nami siedzieli Liaś z Zanem, a za nami
– Larry. Chwilkę pogadałam z blondaskiem. Usnęłam na jego ramieniu...
Perspektywa Demi:
Obudziłam
się dość wcześnie, było około 5:30. Zobaczyłam, że na zewnątrz wciąż jest
ciemno, więc usnęłam znowu.
Kiedy
wstałam po raz drugi, była już 9:00. Wstałam, zjadłam śniadanie, które
przyniosła mi pielęgniarka, i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się i poszłam na
„spacer” po korytarzu. Zapach szpitala jest ohydny. Mam w planach unikać to
miejsce w najbliższym czasie. Na szczęście, to już ostatnie godziny, które
miałam tutaj spędzić. Spojrzałam na telefon, zegarek wskazywał 10:30. Wróciłam
do swojej sali, spakowałam wszystkie graty i usiadłam na łóżku. Czekanie jest
wkurzające.
Spojrzałam na stolik. Leżała na
nim wizytówka. Celine Marshall, psycholog.
No tak, pewnie lekarz mi to podrzucił. Bardzo tego nie chciałam, ale chyba będę
musiała do niej zadzwonić; w końcu dziewczyny mają pracę, do tego związaną z
wyjazdami za granicę, więc nie będę miała się komu wyżalić. Niechętnie
schowałam numer do portfela.
Wreszcie wybiła 11:00. Po chwili
wpadła cała gromada: Trini i chłopaki. Emily nie mogła przyjechać; za dużo
roboty z wyjazdem. Szkoda, no ale nic nie poradzę… Widziałam, że Harry unikał
mojego wzroku. Czułam się bardzo dziwnie. Chciałam zacząć wszystko od nowa.
Nauczyć się jeszcze raz mu ufać. Nie musi się udać, ale „próba nie strzelba”… Tri
dała mi moje rzeczy. Przebrałam się, wzięłam wypis i wyszliśmy na parking.
Cała ekipa wpadła do mnie na
chwilę. Nie wiem, jak to się stało i czyja to zasługa, ale moja chata była
nawet czysta. Niestety, nie mogli siedzieć długo; Tri i chłopaki dzisiaj
wyjeżdżają w trasę. Po jakimś czasie wszyscy odjechali. Ja chwilowo nie miałam
roboty. Wczoraj nie miałam żadnych sesji. Za chwilę zadzwonię, że jestem na
chorobowym. Zatrucie lekami to w końcu nie tylko przedawkowanie…
Wstawiłam kubki po kawie do
zmywarki i poszłam do salonu. Rozsiadłam się przed TV i zaczęłam oglądać jakiś
popieprzony serial brazylijski. Jezu, do czego to doszło…
Chyba zasnęłam na kanapie, bo
kiedy otworzyłam oczy, za oknem ujrzałam zachód słońca. Taa, jak romantycznie… Znowu
zrobiło mi się przykro. W tym momencie przypomniałam sobie o wizytówce. Wyjęłam
portfel z torebki i jeszcze raz przeczytałam numer pani Marshall. Parę razy się
zastanawiałam, co z tym zrobić. W końcu wyjęłam telefon i zadzwoniłam do niej.
- Tu Celine Marshall, w czym mogę pomóc? – usłyszałam
ciepły, opanowany głos kobiety.
- Witam, jestem Demi Stephenson. Dostałam pani numer, kiedy
byłam w szpitalu…
- Tak, tak, już wszystko wiem. Pan Coleman już mi o
wszystkim powiedział… – z tego, co pamiętałam, był to jeden z lekarzy, którzy
się mną zajmowali. Sobowtór Willy’ego… – Cieszę się, że dzwonisz. Myślałam, że
nie skorzystasz z mojej pomocy.
- Pewnie bym nie skorzystała, ale nie mam innego wyjścia…
moje przyjaciółki mają ciągle mnóstwo pracy, właśnie wyjeżdżają, i w sumie została
mi tylko pani – nie wiem czemu, ale mówiąc to, uśmiechnęłam się. – Kiedy
mogłabym się z panią spotkać?
- Mogę do ciebie przyjechać nawet teraz, o ile masz czas – w
głosie tej kobiety słyszałam spokój i zrozumienie, sama nie wiem czemu.
Przecież ona nic o mnie nie wie!
- Oczywiście, że mam czas. Już podaję pani mój adres. –
podyktowałam kobiecie, na jakiej ulicy mieszkam.
- Będę za jakieś 30 minut. Do zobaczenia!
- Do widzenia.
Przebrałam
się w czarną bokserkę i czerwone dresy. Wstawiłam wodę na kawę (albo herbatę)
dla mojego gościa i wyjęłam ciasteczka, które nie wiem jakim cudem ocalały po porannej
inwazji Horana w mojej kuchni (serio, przeszukał wszystkie szafki i tego
pudełka nie znalazł). Włączyłam komputer. Już miałam logować się na Twittera,
kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Stała w nich szczupła kobieta koło
czterdziestki. Ubrana była w beżowy kardigan, białą bluzkę na guziczki, zapiętą
pod samą szyję, proste, czarne spodnie, a w ręce trzymała brązową, elegancką
aktówką. Włosy miała ścięte na krótko i pomalowane na czarno. Nie była
umalowana, na jej czole i wokół oczu widniały drobne zmarszczki. Zaprosiłam ją
do środka. Weszłyśmy do salonu. Postawiłam na stoliku ciasteczka i zrobiłam
herbatę. Kobieta przedstawiła mi się i zaczęła zadawać mi pytania.
Niewiele pamiętam z jej wizyty i
naszej rozmowy. Wiem, że opowiedziałam jej całą moją historię, ze szczegółami.
Wiem, że straszliwie płakałam. Ale to były inne łzy. Te mnie oczyszczały,
uwalniały, zdejmowały z moich barków ciężar gromadzony przez 19 lat mojego
życia. Tym razem płacząc, czułam ulgę, nie bezsilność. Pani Celine
przesiedziała u mnie chyba ze trzy godziny, udzielając całkiem sensownych
porad. I chociaż miałam znowu opuchnięte oczy, było mi lepiej. Zaczęłam
zastanawiać sie czego nie zdecydowałam się na taką pomoc wcześniej. Może
umiałabym sobie poradzić z tamtymi doświadczeniami w lepszy sposób, niż
cięciem…
Umówiłam się z nią na kolejny
dzień. Przed wyjściem kobieta zaproponowała mi jakąś zmianę, nawet
najdrobniejszą: zmianę garderoby, fryzury, samochodu… I wtedy postanowiłam z
tego skorzystać. Ale w nieco inny sposób, niż poleciła mi to Marshall…
Postanowiłam zmienić wszystko: i garderobę, i fryzurę, i samochód, a nawet dom.
Sama stwierdziłam, że to nie będzie zmiana, a REWOLUCJA! To mi się podobało,
lubiłam takie odważne, radykalne posunięcia. Od razu po wizycie terapeutki
zadzwoniłam do Tri. Nie powiedziałam jej, że spotkałam się z psychologiem, ale
poinformowałam ją o mojej chęci zmian. W pewnym sensie, oczywiście, bo wspomniałam
tylko o włosach. Niech ma niespodziankę.
Zalogowałam się na swoje konto
internetowe w banku. Okazało się, że uzbierałam dość pokaźną kwotę, co
umożliwiało mi realizację planów związaną że wymianą wszystkiego. Do tego dojdą
pieniądze za dom i auto… uda mi się. Mogę nawet odrobinę zaszaleć. Chyba kupię
jakieś zajebiste autko…
Weszłam wreszcie na Twittera.
Interakcje nie żyły, chociaż przybyło obserwatorów. Zawsze spoko. Postanowiłam
coś do ludu napisać, nie pamiętam, kiedy ostatnio siedziałam na laptopie.
@demistephenson :
Szpitale są ZŁE, nie wybieram się tam w najbliższym czasie :)
Wbiłam na jakąś stronę, żeby
poprzeglądać oferty kupna domów i aut. Moje boskie BMW wystawiłam na aukcję,
poprzednio sprawdzając (mniej więcej), ile mogłabym na nim zarobić. Poszperałam
jeszcze trochę i znalazłam idealny wóz dla siebie: BMW M6. Awangarda, piękno, IDEAŁ! Nie musiałam sprawdzać,
gdzie znajduje się salon, w którym mogłabym nabyć to cudo; w końcu to ta sama firma, jeśli chodzi o mój (jeszcze) samochód.
Zadowolona zaczęłam przeglądać
oferty domów. Wylookałam jedną, świetną ofertę. Chciałam wszystko zrobić jak
najszybciej, póki miałam na to ochotę i nie czułam się tym wszystkim zmęczona. Pewne
małżeństwo chciało sprzedać lub zamienić na większy uroczy, parterowy domek z
wielką kuchnią połączoną z salonem i jadalnią, dwoma łazienkami, trzema sypialniami,
wielkim tarasem, altaną i niesamowitym ogrodem. Coś w sam raz dla mnie.
Mniejszy niż moja obecna chatka, ale nie za mały. Dobra cena, w dobrej
dzielnicy. Skontaktowałam się z nimi, chyba w ostatniej chwili; telefonować
można było tylko do 20:00, a jak dzwoniłam, była 19:45. Umówiłam się na
zwiedzanie domu na następny dzień.
Hmmm, dość napięty jutrzejszy
grafik. Psycholog – godzina 20:00, wyjazd do salonu samochodowego – 10:30,
spotkanie z właścicielami mojego (być może) nowego domu – 16:00. No, i jeszcze
fryzjer. Postanowiłam wrócić do naturalnego koloru – blondu. W tej sprawie
skonsultowałam się z moim szefem, czy nie będzie miał nic przeciwko. Na
szczęście, nie miał. Bardzo się cieszyłam. Umówiłam jeszcze wizytę w salonie
fryzjerskim. Na godzinę 13:00.
Zadzwonił mój telefon. Jak się
okazało, ktoś był zainteresowany kupnem mojego samochodu. Proponował nawet
wyższą cenę, niż ja! Postanowiłam się z nim spotkać o 9:00. Naprawdę, nie
miałam już na nic czasu. No cóż, taka już jestem. Kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję.
Włączyłam sobie muzykę. A że
przecież byłam (i chyba wciąż jestem) wielką fanką 1D, ciągle leciały ich
utwory. W końcu, taka playlista. Bez względu na to, czy leciała wesoła czy
spokojniejsza piosenka, czułam smutek słysząc głos Harry’ego. Tak bardzo
chciałam, by przy mnie był… ale nie mógł. Nie tylko dlatego, że właśnie był w
drodze do Portugalii… Coś mnie przed nim blokowało. Coś nie pozwalało mi
wybaczyć. Strach? Brakowało mi go, i to jak cholera. Postanowiłam pogadać na
ten temat z panią Celine. Czy jest coś, żebyśmy znowu byli szczęśliwi… może
jakaś terapia… Ogarnęłam jeszcze wolne, nieużywane na co dzień pokoje; w końcu
jak przyjadą (miejmy nadzieję) nowi właściciele domu, muszą być zadowoleni, a
wszystko musi być odpicowane.
Wzięłam kąpiel. Leżąc w wannie
wciąż zastanawiałam się, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Moja i Harry’ego.
NASZA. Czy nam się uda…? Po godzinie wylegiwania się w zimnej już wodzie
wstałam i ubrałam swoją zieloną koszulę nocną. Przytuliłam poduszkę… po raz
kolejny…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Bardzo was przepraszamy, że musieliście tyle czekać, ale wreszcie jest Rozdział 9! Cieszycie się? My bardzo! <3
Tri i Em wyjeżdżają. Jak przeżyje to Demi? Co z jej "rewolucją"? Jaki skutek da terapia? Jakie konsekwencje będą miały wygłupy Louisa? Czy będzie to miało wpływ na jego relację z Tri? Czemu Zaynowi tak bardzo zależy na kontakcie z Emily?
Co dalej z naszymi parami: Tri i Louisem, Emily i Zaynem oraz Demi i Hazzą? Zobaczymy! <3
p.s. Te twittery są wymyślone, żeby nie było! ;)
Mamy do was jedną, maleńką prośbę.
Jeśli już czytasz - KOMENTUJ! To zajmie ci dosłownie chwilę, a da nam mnóstwo radości i motywacji <3
Rozdział był naprawdę fajny, tylko mam jedną uwagę: używasz dużo chamskich wulgaryzmów, nie cierpię tego -.- poza tym jest nieźle :**
OdpowiedzUsuńJak zwykle - Zajebiście, jednym słowem.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Dems zmienia swoje życie,to jej dobrze zrobi.Jestem ciekawa reakcji jej przyjaciółek na jej nowy/stary kolor!
Może Trini będzie udawać, że jest wkurzona na Louisa,a ten na koncercie,przy fanach ją przeprosii...hahha, tak tylko myślę xd
Hazza powinien jakoś się ogarnąć, a nie!
No i Zayn.. dlaczego narzuca się Em?Mhm, wydaje mi się, że zakochał sie w niej! jbsdhbfydi nowy związek nadchodzi.
No, nie będę dłużej pisać, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Looooove, xoxo
Awww jak zwykle zajebiście. Mi wulgaryzmy nie przeszkadzają ponieważ sama ich używam :D Jejku uwielbiam takie długie rozdziały. Czekam na nn. Zapraszam do sb http://onedirection-of-love.blogspot.com/ :D @julka_10219
OdpowiedzUsuńNo, no, no :D Dems zmieniła kolor włosów ;D
OdpowiedzUsuńRozdział rewelacyjny :D Jestem ciekawa co Trini wymyśli :) Z niecierpliwościom czekam na nn ;*
Zapraszam na 1 cz. 8 rozdziału na:
http://milosc-niejedno-ma-imie.blogspot.com
Przepraszam za spam! ;*
hahaha, ja nie mogę z Louisa (Louis'iego? ciągle ten sam dramat egzystencjalny o.o), czytam to i wyobraziłam sobie to zbyt dokładnie xd
OdpowiedzUsuń@NessyPL http://unmissable-kiss.blogspot.com/
kocham !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńjest cudowny !
Hmm..jak by to ująć?
OdpowiedzUsuńPrzez ciebie zaczyna mi brakować słów, aby ocenić tego bloga.
Znudziło mi się pisanie ''świetny rozdział''. Ale co mogę poradzić że on własnie taki jest?! Czy ty napiszesz choć jeden zły?! Nie..to raczej nie możliwe, bo ty piszesz same genialnee! :)
Mam tyle pytań co do rozdziału, że w głowie mi się nie mieści, a co dopiero jak mialabym to tutaj napisać;o
No to powiem tylko tyle; KOCHANA MOJA DODAJ SZYBKO NEXTA BO OSZALEJĘ♥
+
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM TEGO BLOGA:d :)
Całuję! :)
Dlugi i mega boski rozdzial. To lubie. Haha wulgaryzmy jak najbardziej ok :) Taki charakterek zawsze spoko. Zainteresowalas mnie i chce wiecej. Dodaje do obserwowanych i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńhttp://littlethingsclaudia.blogspot.com/
oraz
http://yoursmmille.blogspot.com