środa, 13 lutego 2013

♥Rozdział 9♥

Perspektywa Emily:




Nadszedł kolejny dzień. Niestety, dzisiaj koniec opieprzania… czas ostro wziąć się do roboty, bo inaczej mnie powieszą!

Dzisiaj Demi wychodzi ze szpitala, a ja nawet nie mogę się z nią zobaczyć, miałam jechać do Trini i też nic z tego nie wyjdzie. No nic, będę musiała zadzwonić, ale nie teraz.

Zeszłam do kuchni i stwierdziłam, że nic się w niej od ostatniego wieczoru nie zmieniło więc poczłapałam do łazienki. Spędziłam w niej nie mniej czasu niż zwykle, ale cóż… taka już jestem i nic na to nie poradzę. Wzięłam zimny prysznic i poszłam się ubrać. Nie malowałam się, bo po co skoro i tak nigdzie nie wychodzę, a jak ktoś postanowi do mnie wpaść na chwilkę to może na zawał nie padnie. Włożyłam na siebie luźne, czarne dresy i bokserkę tego samego koloru.

Wzięłam laptopa i poszłam do sypialni pracować. Usiadłam na swoim wygodnym łóżku i wzięłam się do roboty. Nie ma to jak kilka dni przed wyjazdem kończyć projekty graficzne, ale grunt, że na papierze w miarę szybko naszkicowałam. Po dwóch godzinach mozolnego „dziobania” w Photoshopie postanowiłam zadzwonić do Trii i poinformować ją o tym, że wyjeżdżam. Odebrała w miarę szybko.
- Cześć Triiiiii! – wykrzyknęłam
- Cześć chuju, a coś ty dzisiaj taka miła jak nigdy?
- Człowiek chociaż raz chce być miły to jeszcze zjebę dostanie…
- Więc mów co cię tak uszczęśliwiło?
- Ty to masz nosa! Więc jadę na pokazy do Hiszpanii i Portugalii i… do Bordeaux we Włoszech!!
- Coś ty! My mamy tam koncerty!
- To pewnie się rozminiemy. To ja ci już nie zawracam głowy. Pewnie masz dużo roboty. I pozdrów ode mnie Demi bo pewnie już u niej jesteś.
- Dobraa, to pa.
- Paaaaa…

Teraz miałam ochotę na dłuższą przerwę więc udałam się do kuchni w celu zjedzenia czegoś. Na powrót do pracy zaopatrzyłam się w dwie duuużee tabliczki czekolady, ciastka i cały dzbanek gorącej herbaty. Wyszykowałam się jak na długą podróż, ale nie miałam ochoty kilka razy wracać, bo coś mi się skończyło.

Położyłam koło siebie telefon z nadzieją, że nikt nie zadzwoni. Nic bardziej mylnego… no jakby się wszyscy zmówili! Najpierw sponsor spytać jak przygotowania do wyjazdu, później znajoma z prośbą o kilka projektów… na szczęście udało mi się ją w miarę szybko zbyć, projektami zajmę się kiedy indziej, chociaż to dla mnie chwilka. I przez chwilę miałam spokój.

No właśnie chwilę, bo taka chwila nie może przecież trwać wiecznie. Zawsze się znajdzie ktoś, kto to zmieni. Tym razem był to ten mulat… Zayn. Kiedy ja w końcu zapamiętam to imię? Swoją drogą był on nadzwyczaj upierdliwy! Ale cóż trzeba kiedyś odebrać.
- Cześć ślicznotko! Co u ciebie słychać? – ślicznotko ?! A temu co dzisiaj bije? Ale użyję jego taktyki…
- Heej przystojniaku! U mnie wszystko w najlepszym porządku, czuję się świetnie i pewnie bym z tobą trochę dłużej pogadała, ale mam mnóstwo roboty. A poza tym, słyszałam, że dzisiaj wyruszacie w trasę koncertową, więc raczej powinieneś się szykować…
- No alee…
- Nie ma żadnego ale. Próbuj innym razem. Może kiedyś ci się uda trafić na dłuższą pogawędkę, jak będę miała czas.

- To ja ci już w takim razie nie będę zawracał głowy…- powiedział to takim głosem, że aż mi się zrobiło tak „dziwnie”
- Dobry pomysł… przynajmniej w tym momencie – trochę chamsko, ale jakoś go spławić musiałam.
- Dobrze. To do… kiedyś – gdzie ta jego słynna pewność siebie?
- Do zobaczenia – powiedziałam i się rozłączyłam.

Resztę dnia spędziłam przed komputerem robiąc korekty projektów i odpisując na wiadomości od sponsorów.

Około godziny 23:30 byłam już tak padnięta, że nie myślałam już o niczym innym tylko o spaniu. Poszłam do łazienki i sporządziłam sobie aromatyczną, odprężającą kąpiel.

O północy zaczęłam namiętny romans z łóżkiem…


Perspektywa Trini:




            Obudziłam się z potwornym bólem karku. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Byłam, oczywiście, w moim salonie. Wszędzie w okolicy sofy, na której siedziałam, walał się popcorn, telewizor był w stanie czuwania, a na moich kolanach leżał… Louis. Przykryty tym swoim kocykiem. „Kolejny raz budzę się przy nim…” przebiegło mi przez myśl. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, czy mam wstać i go zbudzić, czy może lepiej siedzieć i dać mu jeszcze pospać. Tak słodko wyglądał, jak spał…

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10:00… O KURWA, KTÓRĄ?! Zrzuciłam chłopaka z kolan, budząc go w dość brutalny sposób. Lou podniósł się z ziemi i zaczął jęczeć.

- Eeej, co jest? – spytał z wyrzutem.

- Jest dziesiąta! DZIESIĄTA!!! Musimy za godzinę być w szpitalu!

- W szpitalu…? Ale po co? – chyba jeszcze spał, bo nic nie ogarniał.

- Demi wychodzi! Mamy ją odebrać o jedenastej! – darłam się na niego jak pomylona, latając w międzyczasie po całym domu jak opętana.

- O cholera, fakt! – dopiero, jak zaczęłam się drzeć, załapał o co mi chodzi.

- Lecę do łazienki! – i już mnie nie widział.

            Wzięłam NAPRAWDĘ ekspresowy prysznic, po czym założyłam czarne rurki, szary T-shirt z czaszką, dżinsową kurtkę i czarne lity z ćwiekami. Włosy zaplotłam w warkocz. Kiedy wbiegłam do salonu, Lou był już względnie ogarnięty. Wskoczyliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku szpitala. Wstąpiliśmy tylko po drodze do domu Demi po jej rzeczy. Spakowałam jej beżowe rurki, luźną, brzoskwiniową koszulę i brązowe baleriny.

Po jakiś 5 minutach byliśmy już na miejscu. Ku mojemu zdziwieniu, pod szpitalem stał Hazza; wyglądał na zdenerwowanego. Po chwili przyjechała reszta. Wszyscy spotkaliśmy się przed głównym wejściem. Niall przywitał mnie buziakiem w policzek. Mina Louisa natychmiast wyraziła jego niezadowolenie. Chwilę pogadaliśmy, po czym weszliśmy do szpitala. Tylko Harry się nie odzywał, jego twarz wskazywała skupienie. Pociągnęłam go za rękę. Chłopak tylko się do mnie uśmiechnął. Demi czekała w swojej sali.

Przywitaliśmy się, po czym dałam jej torbę z jej rzeczami. Dziewczyna się przebrała, po czym wzięła wypis. W międzyczasie zadzwoniła Emily i poinformowała mnie o jej braku możliwości dotyczących przyjazdu do szpitala. Poza tym pochwaliła się swoim wyjazdem. Cóż, jadę w te same miejsca, ale znając nasze szczęście, miniemy się. Wreszcie przyszła Demi. Zapakowaliśmy ją do samochodu i pojechaliśmy do niej. Na szczęście, zdążyłam poprosić jej sąsiadkę, panią Harrison, żeby posprzątała u niej w domu, więc nie przywitał jej widok wypalonych świec i pustej butelki po winie. Usiedliśmy chwilę w salonie. Niestety, nie mogliśmy zostać długo, bo już dzisiaj w nocy wyruszamy do Portugalii.

Czułam się winna, że teraz, kiedy Demi tak bardzo mnie potrzebuje, muszę ją zostawić. Ale taka praca, nic nie poradzę. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do willi chłopaków. Musiałam z nimi obgadać ostatnie poprawki i omówić szczegóły.

Na początku było normalnie, ale ile oni są w stanie wytrzymać w spokoju… Zaczęli się wydurniać, no i biznesową pogawędkę szlag trafił. Horan wpieprzał żelki (nie wiem, ile paczek zdołał w siebie wciągnąć), Zayn latał za Liamem z łyżką, a Lou, jak to miał w zwyczaju, z marchewką w gębie ciągle się na mnie gapił. O dziwo, tym razem Harry był spokojny. Siedział z telefonem w ręce, i nie wiem czy coś oglądał, ale łapał ostre fazy. Usiadłam koło niego.

- Co robisz? – zapytałam. Naprawdę chciałam go nieco ożywić, chociaż wciąż miałam ochotę go zdeptać.

- Nie twoja sprawa – warknął. Miał dość groźny głos, ale miałam wrażenie, że zaraz się rozwyje.

- Nie to nie, po prostu chciałam powiedzieć ci coś, co powinieneś wiedzieć o Demi.

I wkurzona wyszłam na balkon.

Nie będę mu robić łaski. Nie chciał że mną rozmawiać, to nie, nie będę go zmuszać. Wyciągnęłam papierosa i zapaliłam. Nie wiem czemu, ale poczułam się winna. „Lou tego nie lubi…”

Usłyszałam kroki. Odwróciłam się.

- Ooo, jednak się namyśliłeś? – rzuciłam złośliwie do Loczka.

- Przepraszam, po prostu przez to wszystko nie jestem sobą… O czym chciałaś mi powiedzieć? – on naprawdę zaraz zacznie płakać!

Nie miałam ochoty z nim gadać, no, ale jak już zaczęłam…

- Po prostu chcę, żebyś wiedział, dlaczego ona tak zareagowała. – opowiedziałam mu historię Demi. O jej rodzicach, Billu, i Williamie. Słuchał z uwagą. Na końcu zaczął przeraźliwie płakać. Co miałam zrobić, przytuliłam go. Siedzieliśmy tak przez chwilę.

Nagle chłopak wstał i powiedział:

- Ja muszę z nią pogadać…

- Lepiej nie… jeszcze nie teraz. Ona musi to wszystko jakoś przetrawić… a poza tym… Rusz dupę i się pakuj, za 4 godziny mamy odlot! – posłałam mu w miarę sympatyczny uśmiech. Chyba się trochę wyluzował i uspokoił.

- Chyba masz rację… - i poszedł do chłopaków.

            Wzięłam jeszcze jedną fajkę. Pożegnałam się z chłopakami, po czym ruszyłam do domu. Wzięłam kąpiel i przebrałam się w czerwone rurki, T-shirt z Bobem Marley’em, do tego czarna marynarka i trampki. Czas mijał szybo, a ja musiałam jeszcze się spakować! Otworzyłam szafę i zaczęłam zastanawiać się, co wziąć. Do walizki zaczęłam wrzucać kolejne rzeczy. Spakowałam dwie, a trzecią zostawiłam praktycznie pustą; znając życie, nakupię jak głupia. Schowałam resztę potrzebnych dokumentów. Kiedy udało mi się to wszystko upchnąć, rozsiadłam się w kuchni, wyjęłam laptopa i weszłam na Twittera. Przeglądnęłam interakcje. Doszło mi kilku obserwatorów, spoko. Podzieliłam się ze światem moimi myślami.

@trinifray : Trasa z 1D. Start! xoxo

            Mój telefon zaczął wibrować. Demi dzwoniła. Od razu odebrałam.

- Hej, jak tam przygotowania? – zapytała.

- Hej! Dobrze, już prawie skończyłam. A co u ciebie? – miałam wrażenie, że czuje się lepiej, ale wciąż jest przygnębiona.

- Okej, tylko mi smutno, że zostanę sama. Ale dam radę. Postanowiłam zrobić w swoim życiu małą rewolucję. Trochę pozmieniam.

- Tylko nie przesadź! Chcę cię poznać, jak wrócę! – zaśmiałam się.

- Poznasz, poznasz, aż tak nie powinnam zaszaleć – pierwszy raz od dawna usłyszałam jej śmiech. Szczery.

- Mam nadzieję! – poczułam się lepiej. Naprawdę się śmiała. To był dobry znak.

- Jak myślisz, na jaki kolor mam się przefarbować?

- Byle nie na czerwono! To mój kolor!

- Okeej, to będzie na krwisto! – zaśmiała się. Po raz kolejny.

- Hahaha, jasne!

- Dobra, ja kończę, nie będę ci przeszkadzać. Miłego lotu!

- Dzięki, kochana, pa!

Schowałam mojego lapka (dzięki wyznaniu o trasie moje interakcje oszalały!), zadzwoniłam po taksówkę i zabrałam wszystkie bagaże. Po jakiś 5 minutach przybył mój środek transportu. Podjechałam pod dom chłopaków. Stamtąd zabraliśmy się busem. Chwała Bogu, byli ogarnięci. Wreszcie dotarliśmy na miejsce.

Lotnisko Heathrow. Najpierw wszystko było okej, ale chłopakom, jak zwykle, zaczęło odpierdalać. Zaczęli za sobą latać jak psy w marcu. Na najlepszy pomysł wpadł oczywiście Lou. Wskoczył na taśmę bagażową i zaczął śpiewać. Nie no, teraz przegięli. Jeszcze jak na złość wszędzie czaili się paparazzi. Ściągnęłam pasiastego z taśmy i zaczęłam się na niego drzeć.

- Do reszty cię pojebało?! Co ty robisz, zjebie?!

Oczywiście moje wrzaski uwieczniali kolejni fotoreporterzy. No tak, na pierwszych stronach gazet jeszcze mnie nie było. Na Louisie nie zrobiło to większego wrażenia. Co lepsze, przytulił się do mnie i zaczął mi się drzeć do ucha. Miałam ochotę go spoliczkować, ale ostatkiem sił się powstrzymałam. Wkurzona odwróciłam się na pięcie i wrzasnęłam:

- Jak za pięć minut nie zobaczę was przy bramce, lecę bez was!

Nagle zerwali się wszyscy i już po chwili szli koło mnie. Lou dostał w łeb od Liama.

- I co, dalej będziesz się wydurniać? Weź, chociaż na chwilę się ogarnij! Dorośnij!

Louis chyba chciał mnie przeprosić, ale wybrał najgorszą opcje z możliwych. Nagle rzucił się przede mną na kolana i zaczął się drzeć.

- Trini, wybacz mi! To się nie powtórzy!

A ja jak słup soli rozglądałam się i obserwowałam, kto widzi ta szopkę. Okazało się, że dość pokaźna ilość ludzi.

Dookoła słyszałam szepty i śmiechy. Kto tylko mógł, robił nam zdjęcia. Jak zajebiście. Co mogłam zrobić, zostawiłam go i poszłam w kierunku bramek. Za plecami usłyszałam jakby głos Zayna: „Zjebałeś to, chłopie”. Tylko się zaśmiałam.

Ulgę poczułam dopiero, jak usiadłam na swoje miejsce w samolocie. Fajnie, że mamy ten samolot tylko dla siebie. Koło mnie usiadł Nialler. Przed nami siedzieli Liaś z Zanem, a za nami – Larry. Chwilkę pogadałam z blondaskiem. Usnęłam na jego ramieniu...


Perspektywa Demi:




            Obudziłam się dość wcześnie, było około 5:30. Zobaczyłam, że na zewnątrz wciąż jest ciemno, więc usnęłam znowu.

            Kiedy wstałam po raz drugi, była już 9:00. Wstałam, zjadłam śniadanie, które przyniosła mi pielęgniarka, i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się i poszłam na „spacer” po korytarzu. Zapach szpitala jest ohydny. Mam w planach unikać to miejsce w najbliższym czasie. Na szczęście, to już ostatnie godziny, które miałam tutaj spędzić. Spojrzałam na telefon, zegarek wskazywał 10:30. Wróciłam do swojej sali, spakowałam wszystkie graty i usiadłam na łóżku. Czekanie jest wkurzające.

Spojrzałam na stolik. Leżała na nim wizytówka. Celine Marshall, psycholog. No tak, pewnie lekarz mi to podrzucił. Bardzo tego nie chciałam, ale chyba będę musiała do niej zadzwonić; w końcu dziewczyny mają pracę, do tego związaną z wyjazdami za granicę, więc nie będę miała się komu wyżalić. Niechętnie schowałam numer do portfela.

Wreszcie wybiła 11:00. Po chwili wpadła cała gromada: Trini i chłopaki. Emily nie mogła przyjechać; za dużo roboty z wyjazdem. Szkoda, no ale nic nie poradzę… Widziałam, że Harry unikał mojego wzroku. Czułam się bardzo dziwnie. Chciałam zacząć wszystko od nowa. Nauczyć się jeszcze raz mu ufać. Nie musi się udać, ale „próba nie strzelba”… Tri dała mi moje rzeczy. Przebrałam się, wzięłam wypis i wyszliśmy na parking.

Cała ekipa wpadła do mnie na chwilę. Nie wiem, jak to się stało i czyja to zasługa, ale moja chata była nawet czysta. Niestety, nie mogli siedzieć długo; Tri i chłopaki dzisiaj wyjeżdżają w trasę. Po jakimś czasie wszyscy odjechali. Ja chwilowo nie miałam roboty. Wczoraj nie miałam żadnych sesji. Za chwilę zadzwonię, że jestem na chorobowym. Zatrucie lekami to w końcu nie tylko przedawkowanie…

Wstawiłam kubki po kawie do zmywarki i poszłam do salonu. Rozsiadłam się przed TV i zaczęłam oglądać jakiś popieprzony serial brazylijski. Jezu, do czego to doszło…

Chyba zasnęłam na kanapie, bo kiedy otworzyłam oczy, za oknem ujrzałam zachód słońca. Taa, jak romantycznie… Znowu zrobiło mi się przykro. W tym momencie przypomniałam sobie o wizytówce. Wyjęłam portfel z torebki i jeszcze raz przeczytałam numer pani Marshall. Parę razy się zastanawiałam, co z tym zrobić. W końcu wyjęłam telefon i zadzwoniłam do niej.

- Tu Celine Marshall, w czym mogę pomóc? – usłyszałam ciepły, opanowany głos kobiety.

- Witam, jestem Demi Stephenson. Dostałam pani numer, kiedy byłam w szpitalu…

- Tak, tak, już wszystko wiem. Pan Coleman już mi o wszystkim powiedział… – z tego, co pamiętałam, był to jeden z lekarzy, którzy się mną zajmowali. Sobowtór Willy’ego… – Cieszę się, że dzwonisz. Myślałam, że nie skorzystasz z mojej pomocy.

- Pewnie bym nie skorzystała, ale nie mam innego wyjścia… moje przyjaciółki mają ciągle mnóstwo pracy, właśnie wyjeżdżają, i w sumie została mi tylko pani – nie wiem czemu, ale mówiąc to, uśmiechnęłam się. – Kiedy mogłabym się z panią spotkać?

- Mogę do ciebie przyjechać nawet teraz, o ile masz czas – w głosie tej kobiety słyszałam spokój i zrozumienie, sama nie wiem czemu. Przecież ona nic o mnie nie wie!

- Oczywiście, że mam czas. Już podaję pani mój adres. – podyktowałam kobiecie, na jakiej ulicy mieszkam.

- Będę za jakieś 30 minut. Do zobaczenia!

- Do widzenia.

            Przebrałam się w czarną bokserkę i czerwone dresy. Wstawiłam wodę na kawę (albo herbatę) dla mojego gościa i wyjęłam ciasteczka, które nie wiem jakim cudem ocalały po porannej inwazji Horana w mojej kuchni (serio, przeszukał wszystkie szafki i tego pudełka nie znalazł). Włączyłam komputer. Już miałam logować się na Twittera, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Stała w nich szczupła kobieta koło czterdziestki. Ubrana była w beżowy kardigan, białą bluzkę na guziczki, zapiętą pod samą szyję, proste, czarne spodnie, a w ręce trzymała brązową, elegancką aktówką. Włosy miała ścięte na krótko i pomalowane na czarno. Nie była umalowana, na jej czole i wokół oczu widniały drobne zmarszczki. Zaprosiłam ją do środka. Weszłyśmy do salonu. Postawiłam na stoliku ciasteczka i zrobiłam herbatę. Kobieta przedstawiła mi się i zaczęła zadawać mi pytania.

Niewiele pamiętam z jej wizyty i naszej rozmowy. Wiem, że opowiedziałam jej całą moją historię, ze szczegółami. Wiem, że straszliwie płakałam. Ale to były inne łzy. Te mnie oczyszczały, uwalniały, zdejmowały z moich barków ciężar gromadzony przez 19 lat mojego życia. Tym razem płacząc, czułam ulgę, nie bezsilność. Pani Celine przesiedziała u mnie chyba ze trzy godziny, udzielając całkiem sensownych porad. I chociaż miałam znowu opuchnięte oczy, było mi lepiej. Zaczęłam zastanawiać sie czego nie zdecydowałam się na taką pomoc wcześniej. Może umiałabym sobie poradzić z tamtymi doświadczeniami w lepszy sposób, niż cięciem…

Umówiłam się z nią na kolejny dzień. Przed wyjściem kobieta zaproponowała mi jakąś zmianę, nawet najdrobniejszą: zmianę garderoby, fryzury, samochodu… I wtedy postanowiłam z tego skorzystać. Ale w nieco inny sposób, niż poleciła mi to Marshall… Postanowiłam zmienić wszystko: i garderobę, i fryzurę, i samochód, a nawet dom. Sama stwierdziłam, że to nie będzie zmiana, a REWOLUCJA! To mi się podobało, lubiłam takie odważne, radykalne posunięcia. Od razu po wizycie terapeutki zadzwoniłam do Tri. Nie powiedziałam jej, że spotkałam się z psychologiem, ale poinformowałam ją o mojej chęci zmian. W pewnym sensie, oczywiście, bo wspomniałam tylko o włosach. Niech ma niespodziankę.

Zalogowałam się na swoje konto internetowe w banku. Okazało się, że uzbierałam dość pokaźną kwotę, co umożliwiało mi realizację planów związaną że wymianą wszystkiego. Do tego dojdą pieniądze za dom i auto… uda mi się. Mogę nawet odrobinę zaszaleć. Chyba kupię jakieś zajebiste autko…

Weszłam wreszcie na Twittera. Interakcje nie żyły, chociaż przybyło obserwatorów. Zawsze spoko. Postanowiłam coś do ludu napisać, nie pamiętam, kiedy ostatnio siedziałam na laptopie.

@demistephenson : Szpitale są ZŁE, nie wybieram się tam w najbliższym czasie :)

Wbiłam na jakąś stronę, żeby poprzeglądać oferty kupna domów i aut. Moje boskie BMW wystawiłam na aukcję, poprzednio sprawdzając (mniej więcej), ile mogłabym na nim zarobić. Poszperałam jeszcze trochę i znalazłam idealny wóz dla siebie: BMW M6. Awangarda, piękno, IDEAŁ! Nie musiałam sprawdzać, gdzie znajduje się salon, w którym mogłabym nabyć to cudo; w końcu to ta sama firma, jeśli chodzi o mój (jeszcze) samochód.

Zadowolona zaczęłam przeglądać oferty domów. Wylookałam jedną, świetną ofertę. Chciałam wszystko zrobić jak najszybciej, póki miałam na to ochotę i nie czułam się tym wszystkim zmęczona. Pewne małżeństwo chciało sprzedać lub zamienić na większy uroczy, parterowy domek z wielką kuchnią połączoną z salonem i jadalnią, dwoma łazienkami, trzema sypialniami, wielkim tarasem, altaną i niesamowitym ogrodem. Coś w sam raz dla mnie. Mniejszy niż moja obecna chatka, ale nie za mały. Dobra cena, w dobrej dzielnicy. Skontaktowałam się z nimi, chyba w ostatniej chwili; telefonować można było tylko do 20:00, a jak dzwoniłam, była 19:45. Umówiłam się na zwiedzanie domu na następny dzień.

Hmmm, dość napięty jutrzejszy grafik. Psycholog – godzina 20:00, wyjazd do salonu samochodowego – 10:30, spotkanie z właścicielami mojego (być może) nowego domu – 16:00. No, i jeszcze fryzjer. Postanowiłam wrócić do naturalnego koloru – blondu. W tej sprawie skonsultowałam się z moim szefem, czy nie będzie miał nic przeciwko. Na szczęście, nie miał. Bardzo się cieszyłam. Umówiłam jeszcze wizytę w salonie fryzjerskim. Na godzinę 13:00.

Zadzwonił mój telefon. Jak się okazało, ktoś był zainteresowany kupnem mojego samochodu. Proponował nawet wyższą cenę, niż ja! Postanowiłam się z nim spotkać o 9:00. Naprawdę, nie miałam już na nic czasu. No cóż, taka już jestem. Kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję.

Włączyłam sobie muzykę. A że przecież byłam (i chyba wciąż jestem) wielką fanką 1D, ciągle leciały ich utwory. W końcu, taka playlista. Bez względu na to, czy leciała wesoła czy spokojniejsza piosenka, czułam smutek słysząc głos Harry’ego. Tak bardzo chciałam, by przy mnie był… ale nie mógł. Nie tylko dlatego, że właśnie był w drodze do Portugalii… Coś mnie przed nim blokowało. Coś nie pozwalało mi wybaczyć. Strach? Brakowało mi go, i to jak cholera. Postanowiłam pogadać na ten temat z panią Celine. Czy jest coś, żebyśmy znowu byli szczęśliwi… może jakaś terapia… Ogarnęłam jeszcze wolne, nieużywane na co dzień pokoje; w końcu jak przyjadą (miejmy nadzieję) nowi właściciele domu, muszą być zadowoleni, a wszystko musi być odpicowane.

Wzięłam kąpiel. Leżąc w wannie wciąż zastanawiałam się, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Moja i Harry’ego. NASZA. Czy nam się uda…? Po godzinie wylegiwania się w zimnej już wodzie wstałam i ubrałam swoją zieloną koszulę nocną. Przytuliłam poduszkę… po raz kolejny…



  ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~


Bardzo was przepraszamy, że musieliście tyle czekać, ale wreszcie jest Rozdział 9! Cieszycie się? My bardzo! <3
Tri i Em wyjeżdżają. Jak przeżyje to Demi? Co z jej "rewolucją"? Jaki skutek da terapia? Jakie konsekwencje będą miały wygłupy Louisa? Czy będzie to miało wpływ na jego relację z Tri? Czemu Zaynowi tak bardzo zależy na kontakcie z Emily? 
Co dalej z naszymi parami: Tri i Louisem, Emily i Zaynem oraz Demi i Hazzą? Zobaczymy! <3


p.s. Te twittery są wymyślone, żeby nie było! ;)


Mamy do was jedną, maleńką prośbę.

Jeśli już czytasz - KOMENTUJ! To zajmie ci dosłownie chwilę, a da nam mnóstwo radości i motywacji <3

8 komentarzy:

  1. Rozdział był naprawdę fajny, tylko mam jedną uwagę: używasz dużo chamskich wulgaryzmów, nie cierpię tego -.- poza tym jest nieźle :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle - Zajebiście, jednym słowem.
    Dobrze, że Dems zmienia swoje życie,to jej dobrze zrobi.Jestem ciekawa reakcji jej przyjaciółek na jej nowy/stary kolor!
    Może Trini będzie udawać, że jest wkurzona na Louisa,a ten na koncercie,przy fanach ją przeprosii...hahha, tak tylko myślę xd
    Hazza powinien jakoś się ogarnąć, a nie!
    No i Zayn.. dlaczego narzuca się Em?Mhm, wydaje mi się, że zakochał sie w niej! jbsdhbfydi nowy związek nadchodzi.
    No, nie będę dłużej pisać, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    Looooove, xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww jak zwykle zajebiście. Mi wulgaryzmy nie przeszkadzają ponieważ sama ich używam :D Jejku uwielbiam takie długie rozdziały. Czekam na nn. Zapraszam do sb http://onedirection-of-love.blogspot.com/ :D @julka_10219

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, no :D Dems zmieniła kolor włosów ;D
    Rozdział rewelacyjny :D Jestem ciekawa co Trini wymyśli :) Z niecierpliwościom czekam na nn ;*

    Zapraszam na 1 cz. 8 rozdziału na:
    http://milosc-niejedno-ma-imie.blogspot.com
    Przepraszam za spam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha, ja nie mogę z Louisa (Louis'iego? ciągle ten sam dramat egzystencjalny o.o), czytam to i wyobraziłam sobie to zbyt dokładnie xd
    @NessyPL http://unmissable-kiss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham !!!!!!!!!
    jest cudowny !

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm..jak by to ująć?
    Przez ciebie zaczyna mi brakować słów, aby ocenić tego bloga.
    Znudziło mi się pisanie ''świetny rozdział''. Ale co mogę poradzić że on własnie taki jest?! Czy ty napiszesz choć jeden zły?! Nie..to raczej nie możliwe, bo ty piszesz same genialnee! :)
    Mam tyle pytań co do rozdziału, że w głowie mi się nie mieści, a co dopiero jak mialabym to tutaj napisać;o
    No to powiem tylko tyle; KOCHANA MOJA DODAJ SZYBKO NEXTA BO OSZALEJĘ♥
    +
    KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM TEGO BLOGA:d :)
    Całuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlugi i mega boski rozdzial. To lubie. Haha wulgaryzmy jak najbardziej ok :) Taki charakterek zawsze spoko. Zainteresowalas mnie i chce wiecej. Dodaje do obserwowanych i zapraszam do siebie.

    http://littlethingsclaudia.blogspot.com/

    oraz

    http://yoursmmille.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń