wtorek, 15 stycznia 2013

♥Rozdział 6♥

Perspektywa Trini:



Obudziłam się w wannie. Woda była lodowata. Było mi strasznie zimno, cała się trzęsłam. Zręcznie wygramoliłam się z wnętrza wanny i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak wszystko mnie boli… Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam do pokoju po jakieś ubrania. Była godzina 7.00. Mam wielkie szczęście, ze nie zaspałam. Dzisiejszego dnia miał odbyć się wywiad u Ellen, a u chłopaków miałam być o 9:00. Tak więc miałam dwie godziny na wyszykowanie się.
Strasznie się denerwowałam, jak im pójdzie. Pierwszy raz udzielają wywiadu, odkąd ja zostałam ich menagerem. Może nie tyle bałam się o nich, ale o to, jak mnie odbiorą. Czy im się spodobam i jaką opinię mi wyrobią. Tak... Trini Fray się boi. Może i to dziwnie brzmi. Wszyscy twierdzą, ze jestem silna, ze przez tyle przeszłam, a nadal nie pokazuje po sobie cierpienia, jakiego doznałam jako nastolatka. Tak jest mi o wiele łatwiej. Po co mi współczucie innych? Poradzę sobie. Pomyślałam o wczorajszym dniu. Przypomniał mi się wyraz twarzy Lou i Nialla. Nie był to miły widok. Ewidentnie byli smutni.
A ja czemu akuratnie powiedziałam o Joshu? Czemu właśnie o nim? O dupku, przez którego płaczę nocami? Kochałam go. A może nadal kocham? Nie wiem, co mam o tym myśleć. Wszystkie wspomnienia wróciły. Pamiętam dni spędzone z nim. Jego uśmiech, jego miękkie usta i zapach, od którego uzależniałam się każdego dnia na nowo. Mimowolnie spłynęła łza po moim policzku. Znowu przez niego płaczę. Nie, nie mogę. To on spieprzył mi życie. To on omal mnie nie zabił. Stoczył mnie na samo dno. Nie chcę o nim pamiętać. On nie zasługuje na moje łzy.
Wytarłam policzek, po czym spojrzałam na zegarek, który wskazywał 8:15. Zeszłam na dół, zjadłam śniadanie składające się z musli i jednej gruszki. Było prawie wpół do dziewiątej. Wypadałoby się zbierać. Stwierdziłam, ze ubiorę się w jasno beżową sukienkę z wielką kokardą na ramieniu. Do tego założyłam tego samego koloru szpilki na platformie. Włosy lekko podkręciłam, po czym zrobiłam lekki makijaż. Wyrobiłam się do około 8.45. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy (czyt. portfel, prawo jazdy, komórkę i klucze do samochodu i do domu). Zamknęłam drzwi i wsiadłam do auta.
Gdy weszłam do domu chłopaków, złapałam się za głowę. Oni nie są jeszcze gotowi! Jedynie Liam zauważył moją obecność. Reszta biegała po domu i krzyczała, ze nie ma się w co ubrać. Wkurzyłam się. Poszłam na górę. Weszłam do pierwszego pokoju. Jak się okazało, był to pokój Niallera (poznałam po fladze, którą już wcześniej widziałam, gdy tu spałam). Chłopak siedział przed szafą i o mało co nie płakał. Po chwili zobaczył moją obecność. Nie odzywał się. Podeszłam do szafy i wyjęłam szare spodnie, niebieską polówkę i białe adidasy. Wkurzona rzuciłam nimi w niego.
- Za 5 minut na dole! - posłałam mu zabójcze spojrzenie.
Podążyłam do następnego pokoju, jak się okazało, Harry’ego który, niczym się nie przejmując, pisał smsa.
- Ubieraj się! – wykrzyczałam, aż chłopak podskoczył na łóżku.
- Już - jęknął od niechcenia.
Kolejną moją ofiarą był Lou. Ten o dziwo się do mnie odzywał.
- Heeej Trini! – wykrzyczał, jak to miał w zwyczaju.
Nie odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do szafy i rzuciłam mu na łóżko czerwone spodnie i bluzkę w paski. Norma. Wyszłam z pokoju. Chciałam już iść do Zayna, ale stwierdziłam, ze i tak go tam nie zastanę. Tak wiec skręciłam do łazienki. Nie myliłam się, stał i układał włosy.
- Długo tu jeszcze będziesz siedział ?- wydarłam się.
- A co ci do tego? – warknął.
A to teraz będzie miał za swoje. Wychodząc, zapierdzieliłam mu żel do włosów. Słynny Wax.
Zeszłam na dół i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Oni tu są i się zachowują. Normalnie! Usiadłam z chłopakami na sofie.
- Kto śmiał ukraść mój żel do włosów!!!! - krzyczał mulat zbiegając na dół.
Zaczęłam się śmiać.
- To ty, wredna dziewojo! - chłopak wskazał na mnie palcem - Oddawaj! - po czym rzucił się na mnie.
Dzięki Bogu chłopaki ściągnęli go ze mnie. Nie żeby coś, ale ciężki jest. Nie ustąpiłam i nie oddałam mu jego cudeńka. Wyszliśmy z domu. W studiu byliśmy o 10, tak jak się umawialiśmy (na szczęście).
- Masz i żryj gruz, cyganie! - rzuciłam w mulata Waxem.
Sekunda nie minęła, a obok nas już go nie było, pobiegł do łazienki.
- Tak więc, chłopaki, macie się zachowywać. Zaczynamy o 10. Teraz czeka na was makijażysta.
- Tak jest, panie kapitanie! - odkrzyknęli chórem, po czym zniknęli za wielkimi drzwiami.
Ja udałam się do Ellen, aby obgadać z nią przebieg wywiadu. Okazało się, ze to świetna babka. Dogadywałyśmy się świetnie. Postanowiłam, że sprawdzę, co się u dzieje u chłopaków.
- Niech mi pani tego do oka nie wsadzi, długo jeszcze? - marudził Niall - ale może mniej pudru. Czy ja wyglądam na kobietę?
Nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. Reszta była już wyszykowana. Nadszedł czas wywiadu.
- Dzień dobry - Ellen rzuciła na wejściu - Dziś moimi gośćmi będą chłopaki z zespołu One Direction!!! - słychać było piski i wrzaski dziewczyn.
Chłopaki weszli pomieszczenia i rozsiedli się na kanapach. Przedstawili się, po czym kobieta zaczęła zadawać im pytania. Na temat trasy koncertowej, o najbliższych planach na przyszłość i tym podobne. Chłopaki odpowiadali z wielkim uśmiechem na twarzy. Zaczęła zadawać pytania prywatne. Zapytała o ich związki. Byłam zdruzgotana tym, co usłyszałam. Chyba będę musiała pogadać z niektórymi osobami.
- Słyszałam ze macie nowego menagera? Jak się wam z nim pracuje? - zadała kolejne pytanie.
- Trini jest bardzo wyrozumiała w stosunku do nas i za to ją kochamy - odpowiedział Liam.
Reszta tylko mu przytaknęła. Wywiad się skończył. Podziękowałam chłopakom i się z nimi pożegnałam. Zadzwoniłam do Demi ale nie chciała rozmawiać. Z resztą, nie dziwię się. Widziała ten wywiad. I co ja mam teraz zrobić?!
Wróciłam do domu, w którym zastałam Emily.
- Zjebie, jak ja tęskniłam! - rzuciłam się na przyjaciółkę.
- Ja bardziej, Lamo! - wykrzyczała ze śmiechem.
Rozmawiałyśmy o wszystkim co się wydarzyło od jej wyjazdu. O mojej pracy z chłopakami i o jej pobycie w Paryżu i Mediolanie. Dziewczyna powiedziała mi w jakim stanie jest Demi. Nie myśląc długo wyszłyśmy z domu i pojechałyśmy do przyjaciółki.
To, co zastałyśmy w jej domu, totalnie nas przeraziło...


Perspektywa Emily:

        
            Tego dnia jakoś niespecjalnie chciało mi się wstawać...było mi tak błogo. Ale wszystko co dobre kiedyś się niestety kończy. Może poleżałabym jeszcze chwilkę, ale na szczęście mam świadomość tego jak długo okupuję łazienkę. Kiedy wstałam była 7:30. Poranna toaleta, lekkie śniadanie (jogurt) nie lubię się opychać z samego rana. Wzięłam "szybki" prysznic i stanęłam przed szafą z myślą, że pęka ona w szwach, a ja nie mam się w co ubrać!!! W końcu zdecydowałam się na zwiewną, przedłużaną z tyłu "gorsetową" sukienkę...oczywiście czarną i czarne mysiate balerinki. Do tego zegarek, z którym się nie rozstaję i łańcuszek z przywieszką. Makijaż grafitowy...pod kolor paznokci.
          Jakieś 15 minut później byłam już u Demi. W końcu mogłam sobie z nią pogadać, chociaż irytowały mnie te ciągłe pytania typu 'I jak było?, 'Co widziałaś?, a zwłaszcza jedno 'Pewnie poderwałaś kogoś fajnego??'. W końcu to w jej stylu.
          Oh, jak ja tego nienawidzę ! To że jestem sama nie znaczy, że gdzie nie pojadę uganiam się za chłopakami. Jest mi samej dobrze. Nie mam chłopaka to nie mam problemów...tego się trzymam.
Rozmawiałyśmy dość długo, mimo to ciągle miałam wrażenie, że Demi coś przede mną ukrywa. Dochodziła 10. Nawet nie zauważyłyśmy, że jest już tak późno. Demi musiała jechać na sesję. Postanowiłam jechać z nią. I tak nie miałam nic ciekawszego do roboty... kocioł zacznie się dopiero jutro, a dzisiaj mam wolne.
          Dotarłyśmy na miejsce. Miałam farta, bo pozwolono mi oglądać całą sesję przez lustro weneckie. Okazało się, że sesja była w moich klimatach...GOTYCKA ! O jak ja jej w tym momencie zazdrościłam... W tym momencie (widocznie zażenowany tym, że Demi nie jest stworzona do mrocznych sesji) fotograf zarządził przerwę. Zanim się obejrzałam Demi już nie było. Domyśliłam się, że jest w bufecie i nie myliłam się. Zastałam ją wpatrzoną w ekran telewizora...taak przecież jest wywiad z One Direction! W pewnym momencie zauważyłam jak do jej błyszczących ze szczęścia oczu napływają łzy. Po chwili wybiegła z pomieszczenia i usłyszałam trzask zamykanych drzwi łazienki. Pobiegłam za nią. Teraz już wszystko zrozumiałam i wiedziałam co zataiła przede mną przyjaciółka. Po irytującym poszukiwaniu właściwego korytarza otworzyłam drzwi, które chwilę wcześniej były wystawione na niezłą próbę wytrzymałościową i weszłam do środka. Zastałam tam Demi zalaną łzami. Była na skraju rozpaczy. Nie miałam zamiaru jej pocieszać, bo to nic nie daje i tylko pogarsza sytuację. Spytałam tylko co się stało bez większej nadziei na to, że mi odpowie. Miałam rację. Niestety po tej sesji musiałam iść, a nie chciałam zostawiać przyjaciółki w tym stanie. Bałam się o nią. Nie pamiętam nawet która była godzina.
          Pojechałam prosto do Trini. Nie było jej jeszcze w domu więc usiadłam na schodach. Nie musiałam na nią długo czekać. Przynajmniej to pół godziny w porównaniu z wiecznością jaką się nie widziałyśmy nie miało dla mnie większego znaczenia. Przywitałyśmy się i weszłam do środka. Nie wiem jak długo gadałam z tym popierdoleńcem, w każdym razie czas zleciał szybko. Kiedy jednak zmieniłyśmy temat na "Demi", stwierdziłyśmy zgodnie, ze najlepiej będzie, jak do niej pojedziemy. Co jak co, ale znamy ją dobrze, nie wiadomo, co w takiej sytuacji może jej do łba strzelić. Niestety, nie myliłyśmy się...


Perspektywa Demi:


            Kolejny dzień, który przywitałam z uśmiechem. Kolejny dzień, który rozpoczęłam, przytulając poduszkę i szepcząc do niej: „Dzień dobry, Harry!”. Wstałam, ubrałam jedwabny, purpurowy szlafrok i powędrowałam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i zadzwoniłam do Harolda.
- Czeeść, nie obudziłam cię? – spojrzałam na zegarek, była 7:20 (dlaczego już nie śpię?).
- Pewnie, że nie! – zawołał z radością w głosie. – Właśnie się szykujemy, dzisiaj wywiad.
- Aaaa, no tak. Chciałam tylko powiedzieć, że raczej cię nie pooglądam, cały dzień pracuję.
- Nie szkodzi, wszystko ci opowiem – powiedział słodko. – Nie gniewaj się, ale nie bardzo mogę gadać. Musimy być gotowi na 8:00.
- Nie no, spoko, nic się nie dzieje. Zobaczymy się wieczorem?
- Nie wiem, zadzwonię, jak coś. Pa!
- Pa!
Zaczęłam szykować się do wyjścia. Trzy sesje jednego dnia to, jak dla mnie, „lekka” przesada. Ale nic, taka praca. Założyłam miętowe rurki, biały sweterek i czarne botki na wysokiej szpilce (ostatnio nie wkładam butów bez obcasa). Do tego czarna, skórzana kurtka i byłam prawie gotowa. Zrobiłam sobie delikatny makijaż. Wyszedł idealny. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Emily, jesteś wreszcie! – wyściskałam ją i zaprosiłam do kuchni.
            Zrobiłam nam kawy.
- I jak było? Gadaj coś! – myślę, że spodziewała się tego pytania.
- A tam, normalnie, jak to na wyjeździe, nie ma o czym gadać.
- No mów, nie każ mi czekać! – chwilę posiedziałyśmy, a Em opowiadała, jak było w Paryżu i Mediolanie. Wszystko pokrótce, jak to miała w zwyczaju.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 10:00.
- Wiesz , nie gniewaj się, ale muszę jechać na sesję, a mam ich dzisiaj trzy. Chyba, że… Jak chcesz, to możesz jechać ze mną. Trini dzisiaj nie złapiesz, nie ma szans.
Emily nie miała nic przeciwko. Wsiadłyśmy w auto i pojechałyśmy.
            Pierwsza sesja była dla jakiejś gotyckiej projektantki. Boże, to była istna męka! Jak ja niby miałam udawać smutną i posępną, skoro jestem teraz taka szczęśliwa? Właściwie podobał mi się jedynie makijaż, taki ciemny, mocny, wyrazisty… no i równie perfekcyjny, jak mój. W końcu fotograf nie wytrzymał i zrobił przerwę. Poszłam po kawę do małej kawiarenki. Ale trafiłam! W małym telewizorku właśnie pokazywali wywiad z moimi chłopcami! Zaczęłam oglądać z bananem na ryju. Po chwili Em przysiadła się do mnie. Postanowiłam jej nie mówić o mnie i Harrym, niech usłyszy to od niego.
W pewnym momencie kobieta zapytała ich o uczucia i związki. Tak dyskretnie ich podeszła. Liam zachwalał Danielle cały czas, Nialler i Zayn tylko się śmiali, a Lou, nieśmiało mówiąc, że ma kogoś na oku, zerkał w stronę Trini. Harry milczał. Jakoś mi się to nie podobało. No, ale… może chce wywołać odpowiedni efekt? Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym TO powie. Nie tylko ja zauważyłam, że Styles przestał się odzywać. Prezenterka spytała go więc wprost. Nagle jego mina przybrała dziwnego wyrazu, jakby jakiś grymas, nieudolny, sztuczny uśmiech przeplatany jakąś… niepewnością? strachem? Odpowiedział jednak wesołym głosem:
- Jestem szczęśliwy i wolny! Jest mi z tym dobrze i, jak na razie, nikogo sobie nie szukam!
Patrzyłam na telewizor z niedowierzaniem. Chłopaki spojrzeli na niego równie zdziwionym wzrokiem. Że co? Przecież to nie może być prawda! Jak on mógł?! W oczach poczułam łzy. Nie umiałam tego ukryć. Wybiegłam do łazienki. Przykucnęłam w kącie i najzwyczajniej w świecie zaczęłam wyć. Drzwi się otworzyły. Schowałam twarz w dłoniach.
- Co się stało? – usłyszałam ciepły, troskliwy głos Emily.
Nic nie powiedziałam. Przytuliłam się do niej i wyłam dalej. W końcu mi przeszło. Poza tym, przerwa dobiegła końca. Spojrzałam w lustro.
- No, świetnie, i mój idealny makijaż szlag trafił – powiedziałam to tak żałośnie, że aż znowu zachciało mi się płakać.
- Tylko nie wyj, nie daj mu tej satysfakcji. Nie daj mu się, tak, jak temu debilowi parę lat temu!
Zapewne miała na myśli Billy’ego. Ale nie miałam czasu, żeby o tym myśleć. Wróciłam na sesję. Przynajmniej fotograf był ze mnie zadowolony. Byłam „idealnie smutna i posępna”, szkoda tylko, że to nie była gra. Po sesji poleciałam na następną. I potem na kolejną. Emily pojechała do domu, ja też. Byłam wykończona. Zauważyłam, że jakieś 5 razy dzwoniła do mnie Trini. Nie miałam ochoty oddzwaniać. Za chwilę jednak to ona zadzwoniła.
- Widziałaś nasz wywiad? – zapytała. Po głosie poznałam, że chciała udawać, że nic się nie stało.
- Ta, widziałam. Sorry, ale nie chcę o tym gadać. Zadzwonię jutro, padam na twarz. Pa.
Rozłączyłam się, zanim usłyszałam odpowiedź. Zaczęłam po raz kolejny wspominać przeszłość. Jakże gorzką i bolesną.
Moja mama była zabójcą. Dwa razy dokonała aborcji, tylko dlatego, że dziecko było dla niej „niewygodne”. Mnie też by pewnie zabiła, tyle że dowiedziała się o mnie babcia. Mama miała wtedy związane ręce. Musiała mnie urodzić. Mimo to, nie zamierzała tracić czasu na wychowywanie mnie. Zajmowała się mną babcia. Niby miałam wszystko, kochałam rodziców, ale oni nigdy nie dali mi poczucia bezpieczeństwa, miłości. NIGDY. Kiedy miałam 14 lat, poznałam Billy’ego. Typowy bad boy. Podobało mi się to. Niestety, z czasem znudziłam go. A on, zamiast zakończyć nasz związek, ciągle mnie poniżał. W końcu nie wytrzymałam i skończyłam to. Nie umiałam tak żyć. On jednak nie dał za wygraną. Śledził mnie, groził. W końcu mnie porwał i usiłował… sama nie wiem. Zabić? zgwałcić? Przestałam chcieć żyć. Pocięłam całe ręce i nogi. Moja kuzynka, Marilyn, znalazła mnie w ostatniej chwili. Ledwie mnie uratowali. Po wyjściu ze szpitala postanowiłam na nowo nauczyć się żyć i ufać ludziom. Ufać facetom. I wtedy poznałam Williama. To jedna z najwspanialszych osób, którą przyszło mi spotkać. Niestety, i tym razem nie wyszło. Dlaczego? Miał raka. Nerki. Miałam już te 18 lat, zostałam dawcą. Nie wiedziałam, dla kogo był mój narząd, miałam jednak nadzieję, że to Willy ją dostanie. W końcu dostał jakąś nerkę, nie było wiadomo, czyją.  Przeszczep się udał. Mimo to nie udało mu się. Zmarł w 3 rocznicę naszego związku. Przez przypadek usłyszałam, ze to moją nerkę dostał. Więc dlaczego go tu nie ma? DLACZEGO?! Znowu chciałam umrzeć. Chciałam być z Willym. Tylko z nim. Tylko jego naprawdę kochałam. Mieliśmy mieszkać razem, wziąć ślub, założyć rodzinę… Żyletki znów poszły w ruch. I, cholera, znowu mnie uratowali. Naprawdę miałam żyć? Po co? Przecież nie miałam po co. Nie miałam dla kogo… Nagle jednak moja mama sobie o mnie przypomniała. Czy do tego naprawdę były potrzebne dwie próby samobójcze? Nie miałam ochoty dawać jej szansy. Ale jednak spróbowałam. I się udało. Teraz jest ok. A przynajmniej było. Do dzisiaj.
Poczłapałam do łazienki. Nalałam do wanny wody. Sama ciągle uzupełniałam ją łzami. DLACZEGO? Rzuciłam się na łóżko. Chwyciłam poduszkę. Jeszcze dzisiaj czule ją przytulałam. Teraz ściskałam ją z całej siły i wylewałam w nią kolejne hektolitry łez. Miałam dość. A może tym razem się uda? W końcu do trzech razy sztuka…
Weszłam do kuchni. Otworzyłam apteczkę. Miałam sporo leków. Chciałam to skończyć, raz na zawsze. Wyjęłam z szafki zdjęcie Willy’ego. Przeszywający błękit jego oczu… Uśmiechnęłam się. Wyjęłam z szafy moją najlepszą sukienkę. Elegancka, czerwona kreacja. Do tego czarne szpilki. Wystroiłam się. Dla Williama. Ten ostatni raz. Wsiadłam do samochodu. Pojechałam na cmentarz. Usiadłam przy jego grobie.
- Dlaczego mi tak ciężko? – płakałam, wpatrując się w mogiłę. – Dlaczego cię tu nie ma? Dlaczego nie możemy być razem? BOŻE, DLACZEGO?! DLACZEGO MI GO ZABRAŁEŚ?!
Krzyczałam przez łzy.
Po około godzinie wróciłam do domu. Wjeżdżając do garażu usłyszałam dźwięk mojej komórki. To Harry. Nie miałam ochoty z nim gadać. No bo, po jaką cholerę? Ale niech myśli, że nic nie wiem. Z resztą, już mi wszystko jedno.
- Cześć, jak ci minął dzień? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. Bezczelność!
- Ciężko, ale dałam radę. Jak wywiad? – mnie samą zdziwił udawany spokój mojego głosu.
- W porządku. Miałem dać znać, jeśli będę miał czas wieczorem. Dasz się wyciągnąć na spacer?
- Nie gniewaj się, ale jestem wykończona. Może jutro… - taa, najlepiej udawać, że wszystko jest ok!
- Dobrze, odezwę się. Pa!
Nie odpowiedziałam. Dopiero po naciśnięciu czerwonej słuchawki szepnęłam „żegnaj”.
            Weszłam do domu. Poczułam niezwykłą, wręcz dziwną, ulgę. Zrobiłam kolację. Na stole zapaliłam świecę i postawiłam zdjęcia Willy’ego. Ciągle się do niego uśmiechałam. Potem położyłam się na łóżku. Połykałam po jednej tabletce. Dla wzmocnienia efektu wyjęłam z szafki wino. Popijałam nim kolejne tabletki. Po opróżnieniu opakowania wzięłam w ręce ramkę z jego zdjęciem. Mój kochany William. Przytuliłam go do siebie. Zrobiło mi się błogo… coraz lżej…





~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~  


Przepraszamy, że tak długo to trwało, ale jest Rozdział 6!
Wedle Waszych sugestii (i moich niecnych planów) relacja Demi - Harry została "skomplikowana". Ja też nie lubię banalnych happy endów ;)
WIELKIE DZIĘKI ZA PONAD 1200 WEJŚĆ! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!
Kochamy Was! Xxxx 

7 komentarzy:

  1. Wow! Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy xdd zajebiste!! xd

    OdpowiedzUsuń
  2. uhuhuhuuhuhuhu wiedziałam że ten blog odniesie super sukces !
    trzymaj tak dalej .<3

    @stonedmagic .♥

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, kolejny świetny rozdział! <3 nie mogę się doczekać następnego! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabije !
    jak można urwać w takim momencie !!!!!!!!!
    Harry zachował się strasznie !!!!!!!!!!!!!!!!!
    BoŻe !
    Chce już następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  5. Harry ty pojebany gargulcu. Jeżeli nie przeprosisz Demi za to, co powiedziałeś w wywiadzie, to osobiście cię wykastruję!
    No, to moje zdanie, na temat zachowania Stylesa już znacie. Osobiście kibicuję Louisowi i Trini, ale nooo weźcie dajciee noooO! hhahha xd
    Mi się podoba perspektywa wszystkich pań u góry. Jest tak normalnie. Żadnych nadzwyczajnych i trudnych pojęć czy coś takiego. Jestem szczęśliwa, ze czytam tego bloga! <333
    xoxxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze świetnie ♥ Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń